Nadchodzą rządy Red Bulla
Skandynawskie media piszą o zespole Red Bull jako o komecie w F1 podkreślając, że w tym sezonie Ferrari może przestać marzyć o tytule mistrzowskim.
Szwedzki dziennik Aftonbladet przypomina, że Red Bull jeździ bez KERS i bez nowych dyfuzorów. - Zespół może jednak ponownie wszystkich zaskoczyć i to nie raz, ponieważ ma wielkiego asa w rękawie. Jego głównym inżynierem jest Adrian Newey, ten sam, który pracując w McLarenie doprowadził Fina Mike Hakkinena do tytułu mistrza świata w latach 1998 i 1999.
- Newey nie był obecny w Chinach i nie będzie w Bahrajnie. Można wnioskować, że intensywnie pracuje nad dyfuzorem. Red Bull użyje go z pewnością w Hiszpanii. Red Bull wyraźnie posiada skrzydła i jest poważnym kandydatem do tytułu mistrza świata. Punktacja byłaby też inna gdyby Sebastian Vettel nie zderzył się z Robertem Kubicą w Australii, ponieważ obaj zdobyliby jakieś punkty. Sezon jak na razie jest ciekawy, lecz najbardziej męczący dla nas widzów jest samochód bezpieczeństwa - pisze gazeta.
- Vettel czuje się jak ryba w wodzie. Po zwycięstwie na chińskim jeziorze, i przed rokiem też w deszczu, chyba modli się o ciągłe opady - opisuje norweski dziennik Verdens Gang zwycięstwo kierowcy Red Bulla. - Wielkiej porażki doznał wielki włoski zespół jeżdżący w czerwonych bolidach. Nie zdobył ani jednego punktu. Ten sezon to ich największa porażka od 27 lat.
Norweskie media zwracają też uwagę, że zwycięstwo Red Bulla jest niebezpieczne ponieważ wzrośnie zainteresowanie tą marka. W Norwegii sprzedaż napoju tej firmy jest zabroniona i młodzi Norwegowie kupują go w pobliskiej Szwecji. Zdaniem norweskich lekarzy jest to napój, spożywany w dużych ilościach, niebezpieczny dla zdrowia.
Fiński dziennik Heslsingin Sanomat pisze, że niepowodzenia Ferrari i Kimi Raikkonena odbiją się nie tylko na zainteresowaniu F1 w Finlandii, lecz również na rynku samochodowym. Jeszcze niedawno o tej marce rozmawiało się przy piwie i pizzy, każdy miał marzenia i identyfikował się z samochodem prowadzonym przez naszego mistrza. Teraz niedoceniany Red Bull wygrywa podwójnie, a nasz Kimi jest dopiero dziesiątym w stawce.
Zbigniew Kuczyński (PAP)