Lewis Hamilton: McLaren nie ryzykuje

Jeden z najbardziej kontrowersyjnych kierowców w stawce Formuły 1 Lewis Hamilton krytykuje swoich pracodawców.

Lewis Hamilton przed sezonem był wymieniany w gronie kierowców, którzy mieli z powodzeniem konkurować z Sebastianem Vettelem z Red Bull Racing. Po ośmiu wyścigach Anglik zgromadził w klasyfikacji generalnej 97 punktów, co daje mu 4. miejsce. Do Vettela traci 89 punków. Mistrz świata z 2008, tylko raz w tym sezonie stanął na najwyższym podium i dwukrotnie finiszował na drugim miejscu.

Takie wyniki nie zadowalają Hamiltona, który w rożny sposób rozładowuje swoje frustracje. Po wyścigu o GP Monako za pomocą mediów brytyjski kierowca wdał się w pyskówkę z sędziami, którzy dwukrotnie ukarali go za niebezpieczna jazdę. Hamilton na antenie BBC wyznał, że jest najczęściej karanym kierowcą, bo jest ... czarny. Później przeprosił za swoją wypowiedz.

Reklama

Po GP Kanady Lewis Hamilton był krytykowany z każdej strony. Anglik kolejny raz stwarzał zagrożenie na torze. Skończyło się na tym, że już na początku wyścigu rozbił bolid i wycofał się z wyścigu.

Ostatnie GP Europy Hamilton pojechał zachowawczo. Brytyjczyk finiszowała na czwartym miejscu tracąc do zwycięzcy Sebastiana Vettela ponad 46 sekund. Po tym wyścigu Lewis Hamilton publicznie skrytykował swój zespół. Według tego, co powiedział Brytyjczyk, jego team zbyt asekuracyjnie pracuje nad rozwojem bolidu MP4-26.

"Musimy podjąć większe ryzyko. Wiem, że pojawią się nowe części, ale potrzebujemy czegoś więcej. Problem polega na tym, że zespół nie chce podejmować tego ryzyka ze względu na bezpieczeństwo. Moglibyśmy nie ukończyć wyścigu, ale przecież o to chodzi w podejmowaniu ryzyka. Jeżeli by się powiodło, to mielibyśmy dla siebie dostępne kolejne dziesiąte sekundy, dzięki którym byłbym dość mocny i to pomogłoby także w gospodarowaniu oponami. Są nowe rozwiązania i chciałem je mieć, ale team postawił na dmuchany dyfuzor" - powiedział Lewis Hamilton.

Słowa kierowcy McLaren nie zrobiły żadnego wrażenia na szefostwie teamu. Martin Whitmarsh powiedział, że powodem takiego, a nie innego wyniku na torze w Walencji, był kiepski start Hamiltona i późniejsze przegrzewanie opon.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy