Ecclestone znów straszy organizatorów GP Australii
Na niespełna dwa tygodnie przed Grand Prix Australii, która 18 marca rozpocznie sezon mistrzostw świata Formuły 1, pod znakiem zapytania przyszłość tego wyścigu postawił Bernie Ecclestone, wiceprezes Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA).
To nie pierwsza taka deklaracja Ecclestone'a, który od kilku lat prowadzi z organizatorami zawodów na torze Albert Park w Melbourne swoistą wojnę podjazdową. Jej powodem jest opór lokalnych działaczy wobec rozgrywania wyścigu w godzinach wieczornych, przy sztucznym świetle. To wiąże się ze sporymi dodatkowymi kosztami, na które australijska federacja motorowa nie ma pieniędzy. Zresztą narzeka na to, że impreza przynosi co roku wymierne straty finansowe.
Natomiast FIA chciałaby, żeby odbywał się on wieczorem, czyli w okolicach godziny 8 czasu europejskiego, a nie w środku nocy. Presję wywierają w tej sprawie stacje telewizyjne posiadające prawa do transmisji F1.
"Mamy umowę ważną do 2015 roku, więc jest jeszcze trochę czasu na negocjacje. Wydaje mi się jednak, że ciężko nam będzie znaleźć porozumienie w najważniejszych kwestiach. Przynajmniej na razie wciąż nie widać zrozumienia po drugiej stronie. Myślę, że jeśli podejmiemy decyzję o rozstaniu z naszymi przyjaciółmi w Melbourne, to będzie oznaczało w praktyce pożegnanie Formuły 1 z Australią" - powiedział wiceszef FIA w wywiadzie udzielonym australijskiej prasie.
Sfinansować inwestycje w oświetlenie i konieczną infrastrukturę dla wieczornego wyścigu nie chcą władze stanu Wiktoria. Nie tak dawno chęć przejęcia licencji zgłosiło inne australijskie miasto - Adelajda. Jednak ta oferta nie podoba się Ecclestone'owi.
"Na brak chętnych do zdobycia licencji na wyścig z cyklu Grand Prix nie narzekamy. Jeśli więc nie dojdziemy do porozumienia z Melbourne, znajdziemy inną lokalizację, najpewniej na innym kontynencie" - uciął spekulacje na temat rozgrywania wyścigu w innym australijskim mieście Ecclestone.