​A miało być tak pięknie...

Mieliśmy wielkie nadzieje związane z walką o zwycięstwa i tytuł mistrzowski w tegorocznym sezonie Formuły 1. Przed zimowymi testami w Barcelonie, a nawet jeszcze w ich trakcie wiele wskazywało, że Ferrari jest naprawdę blisko Mercedesa. No i wyszło jak zwykle, a mówiąc dokładniej - jak w zeszłym roku i w poprzednich sezonach.

Miało być tak pięknie - chciałoby się zaśpiewać za Elektrycznymi Gitarami, jak w kultowym "Kilerze". Tymczasem za nami piąty wyścig i piąte podwójne zwycięstwo Mercedesa. W tej sytuacji pozostają nam emocje związane z pytaniem - Hamilton czy Bottas? W niedzielę po południu Fin po raz trzeci rzędu wystartował z pole position po nokaucie rywali w sesji kwalifikacyjnej, ale znów zaliczył nieudany początek wyścigu. Hamilton został liderem tuż po starcie i niezagrożony dowiózł prowadzenie do mety, zostając liderem punktacji. A więc nuda, proszę pana? Bez wątpienia nie było to najbardziej pasjonujące Grand Prix w historii...

Jak skomentować występ Ferrari w Barcelonie? Kto oglądał, ten wie właściwie wszystko. Wydaje się, że kibicom Scuderii zaczyna brakować określeń występujących w słownikach, gdy rozmawiają o kolejnych tegorocznych wyścigach i występach swoich pupili. W niedzielę wieczorem przeczytałem na Twitterze wpis jednego z brytyjskich dziennikarzy, że ludzie odpowiedzialni za strategię w Ferrari są chyba na liście płac u Toto Wolffa... Zdaje się, że to jest najlepszy komentarz do tego co się dzieje.

Reklama

Co dalej? Ferrari przyznaje, że nie ma w tej chwili gotowego rozwiązania problemów, ale też nie zamierza się poddawać. Teoretycznie wszystko jest jeszcze możliwe. Za nami dopiero 5 wyścigów, a 96-punktowa strata jest możliwa do odrobienia, teoretycznie nawet gdzieś koło półmetka sezonu. Tylko że na razie nic, kompletnie nic nie wskazuje na to, aby tak miało się stać. Recepta jest prosta - trzeba zacząć wygrywać wyścigi i to podwójnie, od zaraz. Ale jak to zrobić, skoro samochód w pewnych obszarach zdecydowanie odstaje od rywala, a w dodatku zespół popełnia takie błędy? Jeżeli nic się nie zmieni, Scuderię czeka raczej dramatyczny bój o drugie miejsce z Red Bullem, niż walka o mistrzowski tytuł.

Ferrari sprawia wrażenie zespołu źle zarządzanego, zespołu, w którym zdecydowanie brakuje kogoś z autorytetem, brakuje może rządów silnej ręki. Wymiana Maurizio Arrivabene na Mattię Binotto niewiele zmieniła. Widać ewidentne błędy w zarządzaniu, zarówno na poziomie strategicznym, jak i operacyjnym. Nie ma jasnej wizji, decyzyjności i przepływu informacji, choćby między inżynierami, a kierowcami. Wydaje się, że im szybciej Scuderia porzuci team orders i skupi się na interesie zespołu, tym lepiej. Jednak pewnie jest coś, na przykład w kontraktach, o czym nie wiemy, a czego możemy się tylko domyślać. Tak przynajmniej wydaje się z perspektywy kibica czy dziennikarza. Gdy wejdzie się głębiej, rzeczywistość zwykle okazuje się bardziej skomplikowana...    

W niedzielę w Barcelonie najważniejszy był zgodnie z oczekiwaniami start i pierwszy zakręt. Hamilton wyszedł zwycięsko z pojedynku z Bottasem, gdy zgasły czerwone światła, a reszta była niemal formalnością. Verstappen odpuścił tuż po starcie, gdy zobaczył co się dzieje przed nim, a wkrótce potem wyprzedził Vettela i dojechał do mety na trzecim miejscu, po raz drugi w tym sezonie stając na podium.

Na przeciwnym końcu tabeli wyników niestety także bez większych zmian. Kierowcy Williamsa, jak zwykle ukończyli wyścig na dwóch ostatnich pozycjach, a George Russell ponownie został sklasyfikowany jedno miejsce przed Robertem Kubicą. Samochód Polaka jechał w miarę przyzwoicie tylko w pierwszej sesji treningowej i... to by było na tyle.

Poprawki przywiezione do Barcelony przez Williamsa okazały się mało skuteczne. Zespół cały czas jest mniej więcej na tym etapie, na którym powinien być gdzieś w połowie lutego, powiedzmy między dwoma przedsezonowymi sesjami testowymi... Albo i wcześniej.

Kolejny wyścig za dwa tygodnie na torze w Monaco. Zanim Robert Kubica powrócił do ścigania na najwyższym poziomie, byli tacy, którzy wyrażali (niektórzy do dziś wyrażają) obawy co do sprawności prawej ręki naszego kierowcy. Największe wątpliwości związane były właśnie z występem na bardzo krętym, technicznym torze na ulicach księstwa nad Morzem Śródziemnym. Już po wyścigu w Baku, też na torze ulicznym te głosy wyraźnie przycichły. Czekamy więc na wyścig w Monaco, ale jeszcze wcześniej na testy w Barcelonie, w których Kubica nie wystąpi. Czy kolejna solidna porcja kilometrów na torze pomoże Williamsowi? Niestety, chyba coraz mniej w to wierzymy. W co wobec tego wierzyć?...

Grzegorz Gac

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy