Tesla za 300 tys. zepsuła się, bo padał deszcz. Rachunek - prawie 90 tys. zł

Intensywne opady deszczu sprawiły, że do wodoodpornej (!) obudowy baterii trakcyjnej Tesli model Y przedostała się wilgoć. Serwis amerykańskiej marki uznał, że "czasem tak się dzieje" i odmówił naprawy gwarancyjnej. Właścicielom zaproponowano jedynie zniżkę na wymianę baterii. W sumie zapłacić muszą (w przeliczeniu) ponad 88 tys. zł.

Jednym z wyzwań stojących przed producentami samochodów elektrycznych są wysokie koszty napraw takich pojazdów, zwłaszcza gdy wymiany wymaga zestaw akumulatorów trakcyjnych. W popularyzacji elektromobilności nie pomagają historie takie jak ta, która wydarzyła się niedawno w Szkocji. Tesla model Y nie poradziła sobie z opadami deszczu, czego efektem jest faktura na ponad 17 tys. funtów.

Pojechali na obiad, skończyli z rachunkiem na 88 tys. zł

Niecodzienną historią z ASO Tesli podzieliła się niedawno para Szkotów - Johnny Bacigalupo i Rob Hussey - właściciele Tesli model Y. Mężczyźni wybrali się swoim samochodem na obiad do Edynburga. Podróż z Baberton przebiegła bez żadnych problemów, ale już powrót do domu okazał się poważnym wyzwaniem.

Reklama

Samochód nie dawał się uruchomić, więc właściciele postanowili skorzystać z usług assistance. Około godziny 22 skontaktowali się z serwisem i doświadczyli legendarnej już jakości obsługi Tesli.

Tesla przegrała z kałużami. Serwis chce 17 374 funty

Serwis skontaktował się z właścicielami pojazdu następnego dnia około 17:30. Diagnoza wbiła mężczyzn w podłogę. Pracownik warsztatu przekazał, że przez szczelną (!) obudowę baterii trakcyjnej przedostała się woda, więc jedyną opcją naprawy jest wymiana akumulatora. Ten jest wprawdzie objęty 8-letnią gwarancją producenta, ale nie obejmuje ona jego zalania.

Mężczyźni usłyszeli więc, że naprawa kosztować będzie 17 500 funtów, czyli około 89,5 tys. zł. Przedstawiciele serwisu nie potrafili wytłumaczyć, w jaki sposób woda przedostała się do wnętrza baterii. Pracownik stwierdzić miał jednak, że "czasem tak się dzieje", gdy warunki pogodowe są szczególnie złe. Przypomniał też, że - z uwagi na obfite deszcze - w niektórych częściach Szkocji obowiązuje "żółty alarm pogodowy". 

Tesla za 300 tys. zł pokonana przez deszcz

Ostateczny kosztorys naprawy opiewa na kwotę 17 374 funtów, czyli - przy aktualnym kursie - 88 842 zł. Nie trzeba chyba dodawać, że właściciele feralnego pojazdu nie mają najmniejszego zamiaru zostawiać takiej kwoty w serwisie. Mężczyźni nie kryją oburzenia absurdalnymi tłumaczeniami serwisu, zwłaszcza że podróż z Baberton do Edynburga przebiegła bez najmniejszych trudności.
Para zgodnie twierdzi, że nie przypomina sobie ani jednej sytuacji, w której ich Tesla Model Y musiałaby brodzić w głębokich kałużach. Tłumaczenia dotyczące "obfitych opadów" w kontekście Szkocji, gdzie w skali roku, pozbawione opadów dni policzyć można na palach jednej ręki, rzeczywiście wydają się absurdalne. 

Kolejnej Tesli raczej nie kupią. Chyba, że w Szkocji przestanie padać

Właściciele nie ukrywają, że gdyby zdawali sobie sprawę z faktu, że Tesla nie nadaje się do jazdy w deszczu, zdecydowali by się na samochód innego producenta. Poziom obsługi klienta wprost nazywają "katastrofą". Johnny Bacigalupo dodaje, że chociaż jeździ po szkockich drogach od 30 lat, jego samochodów pierwszy raz unieruchomiony został przez opady deszczu. Dodaje przy tym, że do tej pory nie miał auta "tak wysokiej klasy".

Finał sprawy pozostaje tajemnicą, ale już sam fakt, że para Szkotów zdecydowała się opisać swój przypadek w prasie świadczy o determinacji właścicieli pojazdu. Mężczyźni złożyli skargę na postępowanie serwisu, a lokalna prasa wystąpiła z prośbą o komentarz do brytyjskiej i europejskiej centrali Tesli. Na odpowiedź przyjdzie zapewne sporo poczekać, bo - jak pamiętamy - od wielu lat Tesla nie zatrudnia osób odpowiedzialnych za kontakty z prasą. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tesla | Tesla Model Y
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy