Rząd obiecał, unia nie dała. Kolejna wpadka polskich władz!
„Nikt nie da wam tyle, ile ja wam obiecam”. Tak, w jednym zdaniu, streścić można dotychczasowe osiągnięcia gabinetu Mateusza Morawieckiego w dziedzinie motoryzacji.
Przypomnijmy - w ostatnim czasie otrzymaliśmy już „fikcyjne” ulgi na paliwa gazowe (słowa „fikcyjne” używamy z premedytacją – zwolnienia z podatków nie obejmują bowiem LPG!) i obietnicę dopłat do samochodów (oczywiście wyłącznie elektrycznych - tak rząd argumentował chęć wprowadzenia nowej „opłaty emisyjnej”). Nic nie wskazuje też na to, by w najbliższym czasie w życie weszły obiecane zmotoryzowanym zwolnienia z podatku akcyzowego dla samochodów elektrycznych! Tym razem kłody pod nogi polskim władzom rzuca Komisja Europejska. Za opóźnienie, w dużym stopniu, odpowiada jednak strona polska…
Jak informuje Instytut Samar, mimo że prezydent już 22 lutego podpisał nową ustawę o elektromobilności (weszła w życie 14 dni po ogłoszeniu), nie ma mowy o skorzystaniu z zapisu o zwolnieniu z akcyzy dla aut elektrycznych. Dlaczego?
Ustawa zakłada zwolnienie z podatku akcyzowego (3,1 proc.) dla samochodów napędzanych energią elektryczną. Problem w tym, że taki zapis wymaga aprobaty Komisji Europejskiej. Ta określić musi, czy nie stanowią one formy niedozwolonej pomocy publicznej. Niestety, unijni urzędnicy nie zajęli jeszcze stanowiska w tej kwestii.
Wygląda na to, że przedstawiciele KE nie podzielają optymizmu polskich władz, które już kilka miesięcy temu informowały o zgodności nowych przepisów z prawem unijnym. Z informacji ujawnionych przez Instytut Samar wynika, że w kwietniu i maju Ministerstwo Energii odpowiadało na pytania unijnych urzędników. Resort nie ujawnił, jakiej natury wątpliwości mają unijni eksperci. Dodał natomiast, że dokumenty złożone pierwotnie przez stronę polską 3 stycznia (zaledwie miesiąc przed podpisaniem ustawy przez prezydenta!) w wyniku „roboczych konsultacji z Komisją Europejską” zostały wycofane. By zapewnić „sprawniejsze procedowanie” wniosku przygotowano natomiast „procedurę prenotyfikacji programu pomocowego”. Problem w tym, że – na obecnym etapie – ani Ministerstwo Finansów, ani Komisja Europejska nie są w stanie określić, ile czasu zajmie unijnym urzędnikom wydanie decyzji w tej sprawie.
Zgodnie z obowiązującymi na terenie Unii Europejskiej przepisami państwa członkowskie maja obowiązek, z odpowiednim czasowym wyprzedzeniem, zgłosić Komisji Europejskiej wszelkie plany przyznania pomocy publicznej. Ta „niezwłocznie” przystępuje do analizy projektu i – jeśli nie budzi on żadnych wątpliwości - wydaje stosowną decyzję. Na jej ogłoszenie ma dwa miesiące od czasu wpłynięcia zgłoszenia.
Jak czytamy w dokumentach opracowanych przez Biuro Analiz Sejmowych „zgłoszenie zostaje uznane za kompletne, jeżeli w terminie dwóch miesięcy od jego otrzymania lub od otrzymania wszelkich dodatkowych informacji, o jakie się zwrócono, Komisja nie zażąda żadnych dalszych informacji”.
Oznacza to, że winę za opieszałość unijnych urzędników ponosi w dużym stopniu strona polska, która nie tylko spóźniła się ze złożeniem wniosku (3 stycznia), ale też przygotowała rozwiązania budzące wątpliwości KE (pytania do resortu Energii z kwietnia i maja).
Mówiąc prościej – chociaż ustawa o elektromobilności obowiązuje od maja, zwolnień z akcyzy w przypadku samochodów elektrycznych spodziewać się można, najwcześniej (!) w sierpniu.
Paweł Rygas