Problemy z chipami już się kończą. Na horyzoncie widać kolejny kryzys

Pandemia koronawirusa mocno wpłynęła na dostępność półprzewodników i w konsekwencji produkcję samochodów. W wielu zakładach z powodu braku komponentów musiano wstrzymywać prace. Teraz, kiedy sytuacja już się uspokoiła, pojawił się nowy problem.

Półprzewodniki mogą ustąpić miejsca nowemu problemowi

Jeszcze całkiem niedawno największym problemem producentów motoryzacyjnych był brak półprzewodników. Pandemia koronawirusa sprawiła, że dostawy półprzewodników zostały mocno ograniczone. To zaś przyczyniło się do problemów produkcyjnych. Brak komponentów sprawiał, że wiele zakładów, należących do różnych koncernów, musiało wstrzymywać prace. W efekcie klienci musieli czekać nawet kilka miesięcy na odbiór nowego auta.

Problem ten na szczęście powoli staje się przeszłością. Pandemia wydatnie uzmysłowiła jednak producentom, że nie mogą oni być ciągle uzależnieni od dostaw z Azji i muszą inwestować we własne możliwości tworzenia komponentów. Kiedy wreszcie wydaje się, że sytuacja powoli wraca do normy, okazuje się, że wkrótce producenci być może będą musieli stawić czoła kolejnemu problemowi

Reklama

Wzrost popytu na elektryki oznacza spadek dostępności wielu metali

Pojawiają się bowiem obawy, że wzrost zapotrzebowania na samochody elektryczne znacząco wpłynie na spadek dostępności wielu metali niezbędnych do ich stworzenia. Oczywiście dotyczy to szczególnie napędów takich aut. Firma konsultingowa McKinsey ostrzega przed potencjalnymi niedoborami m.in. dysprozu, neodymu, manganu i niobu - podaje Automotive News Europe. To może w znaczący sposób utrudnić zwiększenie sprzedaży samochodów elektrycznych, a przypomnijmy, że od 2035 roku w Unii Europejskiej obwiązywał będzie zakaz rejestracji nowych samochodów z silnikami spalinowymi (nie licząc aut zasilanych paliwami syntetycznymi).

Według firmy już w 2030 roku rynek może borykać się z niedostatkami niklu wynoszącymi od 10 do 20 proc. Jeszcze większy problem może być związany z dysprozem. W tym wypadku firma prognozuje braki wynoszące nawet 70 proc. Czy można temu jakoś zapobiec? Według firmy jest pewien, bardzo kosztowny, sposób. W celu sprostania rosnącemu zapotrzebowaniu na samochody elektryczne trzeba zainwestować od 3 do 4 bilionów dolarów w górnictwo rafinację i hutnictwo.

Wiele surowców potrzebnych do produkcji układów napędowych samochodów elektrycznych występuje w ograniczonych ilościach i w niewielu miejscach na świecie. W związku z tym naukowcy wciąż poszukują rozwiązań, które sprawią, że do produkcji akumulatorów będzie można użyć bardziej powszechnych materiałów. Według amerykańskich naukowców dobrze sprawdzi się tutaj cukier. W eksperymencie przeprowadzonym przez zespół badawczy Pacific Northwest National Laboratory (podlega amerykańskiemu Departamentowi Energii) wykorzystano akumulator przepływowy. Do elektrolitu dodano β-cyklodekstrynę - pochodną skrobi. Początkowo problemy sprawiała ilość cukru. Kiedy jednak udało się zoptymalizować jego stosunek do elektrolitu, okazało się, że moc szczytowa akumulatora wzrosła o 60 proc. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: akumulator | samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy