Polski samochód na prąd, czyli science-fiction?
Na dzisiaj koncepcja polskiego samochodu elektrycznego wydaje się być projektem w równej mierze ambitnym, jak i nie mającym większych szans na powodzenie rynkowe - ocenił Jan Wiśniewski z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych (PSPA).
We wtorek spółka ElectroMobility Poland zaprezentowała prototypy polskich samochodów elektrycznych SUV-a i hatchbacka pod marką Izera. Według przedstawicieli spółki, polskie elektryki miałby zacząć być produkowane w 2023 roku. Samochód miałby być też dostępny finansowo dla przeciętnego Kowalskiego.
Jan Wiśniewski z PSPA wskazał, że zaprezentowane prototypy są stosunkowo atrakcyjne wizualnie - chociaż to kwestia gustu - przestronne, należą do popularnych segmentów hatchback i crossover. Na papierze dysponują też przyzwoitymi osiągami.
Wprowadzenie do sprzedaży w bardzo hermetycznym sektorze motoryzacyjnym zupełnie nowego, docelowo popularnego produktu nieznanej marki z zamiarem czerpania z tego tytułu dochodów ociera się o science-fiction
Ekspert zwrócił uwagę, że na razie nie wiadomo, gdzie powstanie fabryka, która ma odpowiadać za produkcję pojazdów. Nie wiadomo też na jakich platformach zostaną oparte te samochody.
"Nie wiemy również, czy odniosą komercyjny sukces. Na dzisiaj, koncepcja polskiego samochodu elektrycznego wydaje się być projektem w równej mierze ambitnym, jak i nie mającym większych szans na powodzenie rynkowe" - ocenił.
Odnosząc się startu produkcji, czyli 2023 roku, Wiśniewski wskazał, że nie jest to takie pewne. Dodał, że polskie samochody elektryczne trafią do sprzedaży w wyjątkowo niesprzyjających realiach rynkowych. "Co prawda elektromobilność w skali globalnej rozwija się bardzo dynamicznie, jednak konkurencja w segmencie modeli elektrycznych cały czas się zaostrza: pojazdy tego typu wprowadziły lub zamierzają wprowadzić do sprzedaży praktycznie wszystkie liczące się koncerny motoryzacyjne" - zauważył.
Wiśniewski wskazał przy tym na liczby, pieniądze jakie w elektromobilność inwestują zagraniczne koncerny. Przywołał m.in. Grupę Volkswagena, która w latach 2020-2024 wyda na rozwój elektromobilności około 33 mld euro. Do 2029 r. koncern planuje wprowadzić na rynek do 75 modeli z napędem wyłącznie elektrycznym oraz około 60 modeli hybrydowych. Jednocześnie liczba wyprodukowanych EV Volkswagena ma sięgnąć 26 mln egzemplarzy.
"Polskie samochody elektryczne będą musiały walczyć o względy klientów z nowymi modelami Daimlera, FCA, Grupy PSA, Hondy, Mazdy, Mitsubishi i Nissana. Pojazdy zeroemisyjne trafią również do portfolio Subaru, Suzuki i Toyoty. Krajowe EV, które mają być fizycznie dostępne pod koniec 2023 r. zmierzą się więc z wyjątkowo silną konkurencją, mającą oparcie w wielomiliardowych nakładach oraz wieloletnim doświadczeniu" - zauważył przedstawiciel PSPA.
Dodał, że rynek elektromobilności jest bardzo ciężki, a wiele firm zajmujących się tym segmentem upadło.
Wiśniewski podkreślił, że dla ElectroMobility Poland wyzwaniem będzie samo rozpoczęcie produkcji zapowiadanego pojazdu i zorganizowanie sieci sprzedaży, nawet wirtualnej.
"Wprowadzenie do sprzedaży w bardzo hermetycznym sektorze motoryzacyjnym zupełnie nowego, docelowo popularnego produktu nieznanej marki z zamiarem czerpania z tego tytułu dochodów ociera się natomiast o science-fiction" - ocenił.
Według przedstawiciela PSPA, Izera nie zajmie niszy, którą z powodzeniem zajęła już Tesla czy chorwacki Rimac produkujący bardzo szybkie i bardzo drogie supersportowe coupé z napędem elektrycznym. Dodał, że polska marka powinna się wyróżniać takimi czynnikami jak jakość, wyposażenie i przede wszystkim racjonalnie skalkulowaną ceną. Zwrócił jednak uwagę, że w tych obszarach konkurencja już teraz jest bardzo duża, w 2023 r. będzie nieporównywalnie większa.
"Nawet przy ryzykownym założeniu, że Polacy zrezygnują z elektrycznych Volkswagenów, Renault, Nissanów czy Hyundaiów, żeby kupić polski produkt, krajowy rynek sam w sobie nie +wykarmi+ producenta samochodów należących do popularnych segmentów. O ile nawet oba pojazdy będą oferowane za granicą, podkreślany przez Electromobility Poland (i bardzo z resztą naciągany) aspekt pochodzenia pojazdu w innych krajach nie będzie żadnym atutem, z uwagi na fakt, że polska motoryzacja w kontekście samochodów osobowych zapewne kojarzy się bardziej ze słynnym testem Poloneza od Jeremy’ego Clarksona niż z chlubnymi tradycjami technologicznymi" - zauważył przedstawiciel PSPA.
Ocenił, że argument, iż pojazdy marki Izera są np. "rodzinne", to za mało, żeby przebić ofertę innych producentów.
Ekspert przywołał też inny przykład, brytyjskiego Dysona, potentata z branży AGD, który zamierzał wprowadzić do sprzedaży samochody elektryczne. Firma chciała wprowadzić do sprzedaży kilka modeli, a pierwszy z nich miał być produkowany od 2021 r. w Singapurze.
"Finał? Mimo bogatego zaplecza finansowo-technologicznego brytyjskiej spółki, projekt został uznany za komercyjnie nieopłacalny" - podkreślił Wiśniewski.
Dodał, że Dyson po podjęciu decyzji o zakończeniu inwestycji w EV ogłosił, że nastąpiło to na tyle wczesnym etapie rozwoju projektu, że nie będzie miało większego wpływu na finanse i działalność operacyjną koncernu. "Niestety, mimo optymistycznych zapowiedzi, realia rynkowe każą zakładać, że to optymalna droga również w przypadku spółek będących właścicielami ElectroMobility Poland" - podsumował.
Spółka ElectroMobility Poland powstała w październiku 2016 roku. Jest kontrolowana przez cztery koncerny energetyczne - PGE, Energę, Eneę oraz Tauron. Każdy z udziałowców wykładając po 17,5 mln zł, objął po 25 proc. kapitału akcyjnego, uzyskując tyle samo głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy.