Lewicowi aktywiści nie lubią aut elektrycznych?

Radykalni lewicowi aktywiści przyznali się do podpalenia w środę powstającej fabryki Tesli "Gigafactory" w Gruenheide w Brandenburgii. Śledczy badają, czy ich działanie miało charakter polityczny, przekazał "The Guardian" w czwartek.

Pożar fabryki uszkodził kilka kabli energetycznych, poinformował rzecznik prasowy biura Krajowej Policji Śledczej Niemiec (LKA). Jak dodał, śledczy badają obecnie treść listu otwartego krążącego od środy w mediach społecznościowych - jego twórcy przyznają w nim, że to oni doprowadzili do pożaru, by odciąć zasoby energii w "Gigafactory".

"Tesla nie jest ani zielona, ani ekologiczna, ani społeczna" - napisali domniemani sprawcy.

Lokalizacja Gigafactory Tesli w Niemczech od początku wywołuje protesty ekologów i mieszkańców okolicznych miejscowości. Budowa była już kilkukrotnie przerywana m.in. w związku z pozwami jakie kierowały do lokalnych sądów Brandenburski Związek Ochrony Przyrody (Nabu) i Zielona Liga. Wówczas chodziło m.in. o wycinkę prawie 83 hektarów lasu sosnowego.

Reklama

Wycinka lasu nie była jedynym problemem związanym z lokalizacją Gigafactory nr 4. Wśród mieszkańców Grünheide, gminy na terenie której powstaje zakład, poważny niepokój wzbudziło również prognozowane przez fabrykę zużycie wody. Wg założeń fabryka potrzebować będzie około 300 m3 wody na godzinę i produkować w tym czasie ponad 250 m3 ścieków. Mieszkańcy obawiali się, że tak duży pobór w przyszłości zagrozić może ciągłości dostaw wody pitnej dla okolicznych wiosek, co było już powodem fali protestów.

Amerykańska firma chce w niemieckiej fabryce produkować do 500 tys. samochodów Model Y rocznie. Z powodu pożaru przesunęła otwarcie obiektu z 1 lipca na koniec wakacji 2021 r. 

***

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy