Ładowanie baterii szybkie jak tankowanie paliwa. Przełomowy wynalazek
Brytyjski naukowiec zdobył środki sfinansowanie projektu, który może odmienić życie użytkowników aut elektrycznych. Albo okazać się niewypałem dziesięciolecia.
Brak odpowiedniej liczby ładowarek i długi czas uzupełniania energii w wielkich akumulatorach aut elektrycznych często wymieniane są jako główne powody, przez które ludzie nie myślą poważnie o wymianie samochodów z silnikami spalinowymi na auta elektryczne.
Thomas Heenan, szef start-upu Gaussion, twierdzi, że może rozwiązać ten problem raz na zawsze już za 3 lata. I zdobył na niego 2,85 mln funtów dofinansowania.
Tak w największym skrócie wygląda pomysł brytyjskiego doktora nauk, który próbuje skomercjalizować technologię nazwaną MagLiB. Chodzi o to, by słabe pole magnetyczne, któremu poddany zostanie akumulator pojazdu, poprawiło przepływ jonów płynących z katody do anody, co ograniczy wewnętrzną rezystancję ogniwa i pozwoli na bardziej efektywne ładowanie akumulatora. Jak twierdzi, bez tego rozwiązania, jony "muszą wędrować wokół cząstek i innych materiałów", co sprawia, że nie przemieszają się w optymalny sposób. Aby osiągnąć pożądany efekt, należy zastosować odpowiednie cewki elektryczne - zamontować je w podłożu przy stacji ładowania. Miałyby działać na zamontowany w podłodze akumulator metodą indukcji, jak bezprzewodowa ładowarka smartfona. W tym przypadku zadaniem cewki byłoby jednak tylko sterowanie przepływem jonów, ładowanie przebiegałoby klasycznie - za pośrednictwem przewodu.
Według autora projektu, rozwiązanie to pozwoli na zwiększenie zasięgu auta elektrycznego o 320 km w 10 minut. Heenan nie podaje konkretów, jakie są wyjściowe parametry akumulatora, który miał na myśli. Nie wyjaśnia też, jak takie pole siłowe i ograniczenie rezystancji miałoby sprawić, że akumulatory przystosowane do ładowania z określoną mocą będą w stanie przyjąć jej więcej i to bez ryzyka np. gwałtownego wzrostu temperatury.
Heenan w swojej prezentacji zapowiada, że póki pracuje nad stworzeniem komercyjnego rozwiązania, które mogłoby przyspieszyć ładowanie drobnej elektroniki typu smartwatche, ale jego celem jest stworzenie cewki, którą faktycznie udałoby się wykorzystać w samochodach. Według brytyjskiego Autocara, pierwsze prezentacje tego rozwiązania mają być możliwe w 2025 r. Na stronie internetowej funduszu UCL, który zajmuje się "inwestowaniem w możliwości komercjalizacji własności intelektualnej wynikające ze światowej klasy bazy badawczej UCL, koncentrującej się w szczególności na naukach fizycznych i przyrodniczych" czytamy, że projekt zebrał już finansowanie w wysokości 2,85 miliona funtów.
Jedni twierdzą, że to szansa na technologiczny przełom, inni, że właśnie powstał następca magnetyzerów do paliwa. W tamtym przypadku również namagnesowanie miało przynieść spektakularne oszczędności, ale w kwestii zużycia paliwa. I niektórzy do dziś twierdzą, że to działało. Jak będzie tym razem - przekonamy się najwcześniej w 2025. O ile te 15 milionów złotych wystarczy na dopracowanie projektu.
***