Jaś Fasola zniszczył auta elektryczne? Oto co naprawdę napisał w artykule
Czy jeden artykuł, nawet znanego człowieka, może zmienić sytuację całego rynku? Tak najwyraźniej sądzą politycy brytyjskiej Izby Lordów, którzy oskarżyli Rowana Atkinsona (najbardziej znanego z roli Jasia Fasoli) o zniszczenie reputacji samochodów elektrycznych i zahamowanie ich sprzedaży.
Brzmi to jak jeden ze skeczy z Jasiem Fasolą w roli głównej, ale naprawdę podczas ostatniego posiedzenia komisji do spraw środowiska i zmiany klimaty w brytyjskiej Izbie Lordów, pojawiło się oskarżenie pod adresem Rowana Atkinsona o negatywny wpływ na rynek samochodów elektrycznych. Znany na całym świecie komik napisał bowiem osiem miesięcy temu artykuł dla "The Guardian", w którym podzielił się swoimi spostrzeżeniami i uwagami na temat pojazdów elektrycznych.
Zarzucono mu, że swoim materiałem zniszczył reputację samochodów elektrycznych, co doprowadziło do spadku zainteresowania nimi. Źródłem oskarżenia, nad którym debatowała Izba Lordów, była grupa Green Alliance (Zielony Sojusz), której przedstawiciele stwierdzili:
Pojawia się więc automatycznie pytanie, co takiego Rowan Atkinson napisał w swoim artykule, co było tak szkodliwe. Tekst ma tytuł "Kocham elektryczne samochody i wcześnie zacząłem nim jeździć. Ale czuję się coraz bardziej oszukany". Z kolei w leadzie do artykułu czytamy:
Atkinson zaczyna swój tekst od przypomnienia, że ma wykształcenie wyższe z zakresu inżynierii elektrycznej i elektronicznej. Zaznacza też, że swoją pierwszą hybrydę kupił 18 lat temu, a pierwsze auto elektryczne 9 lat temu. Bardzo dobrze mu się nimi jeździło i choć, przyznaje, że elektryki są trochę bezduszne, to nazywa je "wspaniałymi mechanizmami - są szybkie, ciche i do niedawna bardzo tanie w eksploatacji". Mimo to, coraz częściej ma wrażenie, że nie są one tak doskonałym panaceum na problemy środowiskowe, jakim miały być.
Następnie Atkinson przytacza szereg faktów. Na przykład taki, że wyprodukowanie elektryka powoduje wydzielenie o 70 proc. więcej gazów cieplarnianych niż w przypadku pojazdu spalinowego. Powodem tego są baterie litowo-jonowe, dla których nie ma obecnie alternatywy. Najbliższa wprowadzenia nowa technologia to baterie ze stałym elektrolitem, ale one też będą miały podobny skład chemiczny. Atkinson zwraca również uwagę, że w przypadku na przykład transportu ciężkie akumulatory, które na dodatek trzeba ładować stosunkowo często, nie są najlepszym rozwiązaniem. Tutaj odpowiednią drogą mogą być ogniwa paliwowe zasilane wodorem i wiele firm już sprzedaje pojazdy z takim napędem.
W swoim tekście aktor porusza też kwestię przesadnego konsumpcjonizmu, który nie ma nic wspólnego z ekologią. Krytykuje sprzedawanie samochodu po na przykład trzech latach i kupowanie nowego, który przecież trzeba wyprodukować.
Atkinson zwraca także uwagę na problem jakim jest fakt, że po drogach całego świata jeździ niemal 1,5 mld pojazdów, głównie spalinowych. Wymiana ich na zeroemisyjne to ogromne wyzwanie i to takie, z którym będziemy borykać się przez długie lata. Rozwiązaniem mogą być tu paliwa syntetyczne, które co prawda powodują emisję podczas spalania, ale ponieważ do ich produkcji wykorzystuje się dwutlenek węgla, zakłada się, że ogólny bilans wychodzi na zero. Paliwa syntetyczne mogą być bez problemu stosowane w zwykłych silnikach spainowych.
Swój tekst Atkinson konkluduje stwierdzeniem, że "miesiąc miodowy" z autami elektrycznymi dobiegł końca. Co jego zdaniem nie jest niczym złym. Po początkowym zachwycie warto w jego opinii spojrzeć szerzej na dostępne opcje, pozwalające rozprawienie się z "bardzo poważnym środowiskowym problemem, jaki spowodowało użytkowanie samochodów". Dodaje na koniec, że silnik elektryczny będzie prawdziwym napędem przyszłości, ale jego czas jeszcze nie nadszedł.
Nie. To najprostsza, jednocześnie pełna odpowiedź na takie pytanie i zarzuty stawiane Atkinsonowi. W swoim tekście, napisanym w sposób bardzo wyważony i ogólnie bardzo popierający dążenie do zeroemisyjności, przywoływał jedynie pewne fakty i podawał oficjalne, ogólnodostępne dane. Niedługo po publikacji do materiału wprowadzono poprawki, ale były to korekty takie jak zmiana stwierdzenia "o 70 proc. większa" na "niemal 70 proc. większa". Nie zmieniają one wydźwięku tekstu, ani argumentacji w nim zawartej.
Faktem jest, że produkcja pojazdu elektrycznego jest znacznie bardziej obciążająca dla środowiska, niż spalinowego. Dopiero podczas eksploatacji to, że elektryk nie wytwarza spalin, pozwala mu po czasie okazać się bardziej ekologicznym od spalinowego. Ale nie zawsze. Jak wynika na przykład z raportu Radian Energy Group, w Polsce ze względu na energetykę nadal w dużej mierze opartą na spalaniu węgla, bardziej ekologiczny jest zakup nowoczesnego auta spalinowego. Trudno też dyskutować z faktem, że bardziej ekologicznym działaniem jest dalsza eksploatacja posiadanego pojazdu (będącego w dobrym stanie), niż złomowanie go i produkowanie nowego. Patrząc na problem ochrony środowiska trzeba rozpatrywać go całościowo, a nie zwracać uwagę tylko na to, czy coś wydobywa się z rury wydechowej.
Tym na przykład, o czym Atkinson nie wspomniał, jest też bardzo poważny wpływ na środowisko wydobycie litu. Jak informowaliśmy niedawno, pozyskiwanie tego pierwiastka jest bardzo szkodliwe i zużywa ogromne ilości wody. Eksperci mówią tu wręcz o "paradoksie litu" - kluczowy składnik baterii, pozwalających na przykład na zeroemisyjny transport, sam powoduje poważne szkody dla środowiska.
Można odnieść wrażenie, że krytyka pod adresem Atkinsona wzięła się głównie z tego, że chociaż podkreśla on potrzebę dążenia do zeroemisyjności i przyznaje, że elektromobilność to przyszłość, zauważa, że są alternatywy dla pojazdów bateryjnych. Zaś same elektryki są obecnie jeszcze niedoskonałe. Tymczasem rząd brytyjski chciał już w 2030 roku zakazać sprzedaży nowych samochodów spalinowych, ale realia rynkowe zmusiły go do przesunięcia tej daty na 2035 rok. Nic dziwnego, że na celowniku znalazł się ktoś, kto radzi, aby nie przesiadać się natychmiast na auta elektryczne.
Sprzedaż samochodów elektrycznych spada i to nie tylko w Wielkiej Brytanii (za co częściową odpowiedzialność też najwyraźniej starano się przypisać Rowanowi Atkinsonowi). Trend ten rozpoczął się w momencie, kiedy kolejne rządy zaczęły ograniczać lub zupełnie wycofywać się z dopłat do aut elektrycznych. Przykładowo w Niemczech przewidywany jest spadek zainteresowania elektrykami w tym roku o 14 proc. Do braku dopłat rządowych dochodzą też rosnące ceny - z wyliczeń niemieckiego instytutu Center of Automotive Management wynika, że obecnie średnia cena samochodu elektrycznego jest o ponad 8 proc. wyższa niż przed rokiem. Problem jest na tyle poważny, że wielu producentów zadeklarowało dopłaty do zakupu elektryków dla niektórych klientów w Niemczech, mające zrekompensować brak dopłaty rządowej.