Ekologiczne, oszczędne auto do 100 tys. zł
Z danych stowarzyszenia ACEA wynika, że już co dziesiąty nowy samochód sprzedawany w Europie ma napęd alternatywny. Niestety, większość takich modeli jest droga w zakupie. Czy można w ogóle kupić coś sensownego, dysponując kwotą do 100 tys. zł? I czy dopłaty rządowe sprawią, że będzie można kupić porządnego elektryka?
Elektryk (BEV)
O ile jeszcze kilka lat temu ceny najtańszych aut na prąd startowały z poziomu ok. 150 tys. zł i miały one realne zasięgi ledwie przekraczające 100 km, to obecnie jest znacznie lepiej. Do tego rząd na dniach ma uruchomić program wsparcia, w ramach którego kupujący osobowego elektryka, będą mogli dostać dofinansowanie w wysokości 15 proc. wartości auta lub maksymalnie 18 750 zł. Są jednak dwa warunki: samochód nie może być droższy niż 125 tys. zł i musi zostać kupiony przez osobę fizyczną. Czyli odpada rejestracja na firmę. Tak, czy siak, zobaczymy, co elektrycznego możemy kupić za mniej niż 100 tys. zł.
Skoda Citigo-e IV za 81 900 zł (69 615 zł z uwzględnieniem dopłaty) to najtańsza oferta na rynku. Deklarowany zasięg: 260 kilometrów. W wyposażeniu seryjnym jest klimatyzacja, radio, elektryczne szyby, centralny zamek i... to wszystko. Do miasta wystarczy, a raczej nikt takim autkiem nie będzie wybierał się poza nie, bo to w końcu tylko segment A i nie oferuje ani zbyt dużo miejsca we wnętrzu, ani nie jest zbyt komfortowe. Natomiast zdecydowanie większym problemem jest fakt, że... Citigo na prąd nie można kupić. Otóż widnieje na oficjalnej stronie Skody, ale już w konfiguratorze go nie ma, a dealerzy nie przyjmują zamówień.
Smart EQ w wersji dwu- (ForTwo) lub czteroosobowej (ForFour). Zasięg w obu przypadkach to ok. 150 km. Ceny? Odpowiednio 96,9 oraz 98,4 tys. zł (czyli po dopłacie rządowej będzie to 82,4 i 83,6 tys. zł). Bardzo dużo, jak za wersje, które są bardzo słabo wyposażone (w standardzie nie ma nawet manualnej klimatyzacji, a lusterka trzeba regulować ręcznie). No i w żadnym wypadku nie nadają się do wyjazdów poza miasto. Nie tylko ze względu na zasięg (w trasie kurczy się do ok. 100 km), ale również osiągi - prędkość maksymalna to raptem 130 km/h.
Volkswagen e-up! za 97 990 zł (83,3 tys. zł z uwzględnieniem dopłaty), który jest bratem bliźniakiem Skody Citigo-e. Z tą różnicą, że jego faktycznie można kupić. Problemem może być jednak mizerny komfort oraz prędkość maksymalna wynosząca jedynie 130 km/h. To plus realny zasięg na poziomie 200-230 km sprawia, że sprawdzi się raczej tylko w mieście.
Nissan Leaf w najtańszej wersji z baterią 40 kWh wyjściowo kosztuje 118 tys. zł. To przekracza założony budżet, ale jeżeli uwzględnimy dopłatę dla osób fizycznych, to ostateczna cena stopnieje do 100 300 zł. Sam Nissan zaznacza jednak, że jest to oferta promocyjna, liczba aut jest ograniczona i wyprodukowane zostały w 2019 r. No i realny zasięg to maksymalnie 250 km, a na ekspresówce czy autostradzie nie uda się nam dobić nawet do 200. Co gorsza, pokładowa ładowarka ma moc zaledwie 3,6 kWh, przez co ładowanie do pełna trwało będzie 11-12 godzin.
Plug-in (PHEV)
Choć hybrydy z możliwością ładowania z gniazdka rozwijane są od wielu lat, to nadal nie spotykają się z uznaniem kierowców - sprzedaje się ich dwa razy mniej niż elektryków i ośmiokrotnie mniej niż klasycznych hybryd. Powodów jest kilka: większa masa, są ekonomiczne tylko kiedy mamy naładowane baterie, a zasięg na nich, to raptem 20-50 km. W dodatku technologia ta ciągle jest stosunkowo droga. Najtańszy plug-in dostępny na polskim rynku to Kia Ceed kombi PHEV za 127 990 zł (dofinansowania nie ma). Sporo, jak na kompaktowe auto, ale trzeba przyznać, że w tym wypadku dostajemy w standardzie bogate wyposażonie i baterię pozwalającą przejechać tylko na prądzie ok. 50 km (z prędkością do 120 km/h). Po wyładowaniu akumulatora napęd działa w trybie hybrydowym, ale ponieważ PHEV jest aż o 230 kg cięższy od wersji benzynowej 1.4 TGD-i to zużywa więcej paliwa niż klasyczne hybrydy z małymi bateriami.
Hybryda (HEV)
Dawniej uchodziły za drogie, dzisiaj ich ceny są porównywalne z modelami na benzynę czy olej napędowy. Łącznie w cenie poniżej 100 tys. zł mamy do wyboru sześć modeli czterech marek.
Toyota Yaris III Hybrid, czyli schodząca generacja modelu to najtańsza propozycja. Kosztuje 69 900 zł, choć jest słabiutko wyposażony. Za 10 tys. zł więcej możemy mieć znacznie lepszą wersję Premium. Nowa generacja modelu jest mocniejsza (układ hybrydowy ma 116 KM w porównaniu do 100 KM w poprzedniku), samochód w serii ma mnóstwo systemów bezpieczeństwa, ale cena jest odpowiednio wyższa - Yaris IV Hybrid kosztuje minimum 76 900 zł.
Toyota Corolla Hybrid generująca łącznie 122 konie za 89 900 zł? Brzmi dobrze, szczególnie że mówimy o pełnowartościowym kompakcie z nieograniczonym zasięgiem. Kombi jest droższe o 3 tys. zł, a sedan o 4 tys. Lepiej wyposażona wersja Komfort kosztuje 98 900 zł, więc nadal mieścimy się w budżecie. No i jest jeszcze mocniejsza hybrydowa Corolla, której układ spalinowo-elektryczny ma łącznie 180 koni, ale to już wydatek 108 tys. zł.
Lexus CT 200h. Jedyny reprezentant segmentu premium w całym zestawieniu, co sprawia, że jest wart szczególnej uwagi. Za 94 900 zł dostajemy układ hybrydowy generujący łącznie 136 koni, które wystarczą, by do setki przyspieszyć w 10 sekund. Wyposażenie? Dwustrefowa klimatyzacja, 7-calowy ekran multimedialny, oczywiście skrzynia automatyczna, czujniki parkowania z przodu i z tyłu, czujnik deszczu, 16-calowe aluminiowe felgi. Większości użytkowników to w zupełności wystarczy. A jeśli nie, to są też lepsze wersje - ich ceny przekraczają już jednak 100 tys. zł (np. 106 900 za Business Edition). To jednak nadal o 20-30 proc. mniej niż porównywalne diesle od Audi, czy BMW.
Kia Niro HEV to crossover koreańskiej marki od podstaw zaprojektowany jako hybryda. Za podstawową wersję M zapłacić trzeba 97 990 zł i jest ona nieźle wyposażona (klimatyzacja automatyczna, kamera cofania, ekran multimedialny etc). Osiągi mogłyby być ciut lepsze, bo pierwsza setka pojawia się na liczniku po ok. 12 sekundach.
Listę hybryd w przystępnej cenie zamyka inny Koreańczyk - Hyundai Kona Hybrid za 97 200 zł. Mamy tu ten sam napęd (łącznie 141 KM) co w Niro, niemal identyczne osiągi, ale trochę gorsze wyposażenie (np. klimatyzacja jest tylko manualna).
Podsumowanie
Jeśli chcemy kupić auto z alternatywnym napędem do 100 tys. zł to mamy do wyboru 10 modeli, z czego jednego fizycznie nie można zamówić (Skody Citigo-e iV). Ale dziewięć to nadal nieźle, wziąwszy pod uwagę, że mówimy o niecodziennych technologiach. Szkoda, że elektryki w tej cenie to samochody nie nadające się na dłuższe wyjazdy - z mizernymi zasięgami, a co gorsza, wymagające długiego ładowania.
Aż cztery auta z całego grona to reprezentanci koncernu Toyoty, co dobrze obrazuje, kto rozdaje karty w segmencie "ekologicznych samochodów dla ludu". Największym zaskoczeniem natomiast jest fakt, że na tej krótkiej liście znalazł się Lexus ze swoim kompaktowym CT 200h.