Polskie fabryki wciąż zacofane? Fatalny wynik

Wykorzystanie robotów w gospodarce przekłada się na wzrost jej konkurencyjności; w Polsce używa się wielokrotnie mniej robotów niż w krajach z konkurencyjnymi, nastawionymi na eksport gospodarkami - stwierdza raport Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.

Raport IBnGR o wpływie robotyzacji na konkurencyjność polskiej gospodarki był głównym tematem wtorkowej debaty na Wydziale Mechatroniki Politechniki Warszawskiej. Debata jednocześnie inaugurowała program edukacyjny "Nieznana moc robotów", który ma uświadomić polskim przedsiębiorcom korzyści płynące ze stosowania robotów. Inicjatorem programu jest firma FANUC Polska - producent robotów i rozwiązań dla automatyki.

Z danych Międzynarodowej Federacji Robotyki i GUS wynika, że gęstość robotyzacji - liczba robotów na 10 tys. pracowników - w Polsce w 2011 r. wynosiła 14, podczas gdy średnia światowa to 55, a unijna - 77. Najwyższe wskaźniki są w Korei Płd. - 347, Japonii - 339 i Niemczech - 261. W Czechach i Słowacji - prawie 50.

Reklama

Na potrzeby raportu IBnGR w lutym 2013 r. przepytał 101 polskich firm o ich stosunek do robotów przemysłowych. Wiceprezes IBnGR Bohdan Wyżnikiewicz zwrócił uwagę, że praktycznie wszyscy przedsiębiorcy, którzy wykorzystują roboty, oceniają, że dają one wymierne korzyści, dlatego planują zakup kolejnych.

"Robot może pracować na trzy zmiany, być może to powoduje utratę prostych miejsc pracy, ale rosną działy sprzedaży, marketingu. Potrzebni są też konserwatorzy, programiści, twórcy robotów" - mówił Wyżnikiewicz. To są dobre, wysokopłatne miejsca pracy - zauważył.

Wyżnikiewicz mówił też, że dzięki robotyzacji Japonia uniknęła konieczności importowania siły roboczej i kłopotów związanych z imigracją. "Korzyści Polski również mogą być tej natury, bo w perspektywie 20-30 lat grozi nam deficyt rąk do pracy. O tym trzeba myśleć już dzisiaj, zmieniać mentalność społeczeństwa, które się boi robotów, bo nie jest z nimi oswojone" - dodał.

Prezes FANUC Polska Konrad Grohs wskazywał z kolei, że olbrzymie ilości robotów kupuje ostatnio Korea Płd., która jednocześnie szybko zwiększa eksport zaawansowanych, skomplikowanych i pracochłonnych produktów. Zwiększanie liczby robotów przemysłowych to długoterminowa strategia tego kraju, która na pewno nie zwiększa tam bezrobocia - mówił Grohs.

Przedsiębiorcy, którzy wykorzystują roboty, podkreślali w czasie debaty, że wbrew obiegowym opiniom niekoniecznie muszą one pracować przy wytwarzaniu długich serii identycznych produktów, jak np. w przemyśle samochodowym. Prezes produkującej klawiatury firmy Qwerty Jacek Jastrzębski podkreślał, że jego przedsiębiorstwo wytwarza w seriach średnio pięć całkowicie nowych modeli klawiatur dziennie, natomiast robot pracuje przy najbardziej żmudnej czynności, która jest wspólna dla wszystkich modeli - układaniu blaszek stykowych na płytce, różnej dla każdego rodzaju klawiatury.

Robot daje nieograniczone możliwości, ale wymusza kreatywność, zmusza do niestandardowego myślenia, żeby znaleźć mu zajęcie - mówił z kolei prezes firmy Wikpol Zbigniew Warchocki. Warto pokazywać zupełnie odmienne zastosowania robota, które pozwolą odkryć firmom własne, nowe możliwości - dodał. Podkreślił, że 70 proc. przebadanych firm, które nie stosują robotów, uważa je za zbędne z powodu profilu produkcji. "Tu jest miejsce dla kreatywności, spojrzenia na proces od innej strony" - ocenił.

Grohs z kolei zwracał uwagę, że szybko spadają ceny technologii np. czujników, dzięki którym robot staje się bardziej uniwersalny. Jak tłumaczył, kiedyś całe procesy produkcyjne trzeba było projektować specjalnie biorąc pod uwagę, że będzie w nich uczestniczył robot, dziś roboty radzą już sobie z czynnościami, które pierwotnie wykonywali ludzie.

Jastrzębski mówił też, że koszty pracy w Polsce szybko rosną i bez rozpowszechnienia robotów nie ma szans na ich obniżenie i utrzymanie konkurencyjności. Jego zdaniem niewłaściwe jest pytanie o konkurencję człowieka i robota, bo w procesie produkcyjnym wykonują inne czynności.

Warchocki stwierdził natomiast, że wiele razy spotykał się z opinią, zwłaszcza ze strony pracowników o niskich kwalifikacjach, że wprowadzenie robota oznacza, że staną się oni niepotrzebni i zostaną zwolnieni. "Nigdy pracodawca nie pozbywa się tych, co naprawdę chcą pracować. Z moich doświadczeń wynika, że są oni przesuwani w inne miejsca" - podkreślał.(

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy