Niestety, kryzys trwa. Szef wzywa do większych wyrzeczeń
Pełniący tymczasowo obowiązki szefa spółki motoryzacyjnej Adam Opel AG, Stephen Girsky, wezwał załogę znajdującego się w kryzysie przedsiębiorstwa do większych wyrzeczeń. Pracownicy obawiają się zwolnień, a nawet likwidacji części fabryk.
"Skuteczna odnowa wymaga od każdego z nas gotowości do zmiany dotychczasowych nawyków w podejściu do pracy oraz szybkiego działania" - napisał Girsky w e-mailu do pracowników koncernu. Poinformował o tym w sobotę niemiecki dziennik "Bild".
"Każdy z nas jest odpowiedzialny za wyniki firmy" - podkreślił amerykański menedżer. Dotychczasowy szef Opla, Karl-Friedrich Stracke, ustąpił w czwartek niespodziewanie ze stanowiska. Eksperci rynku motoryzacyjnego upatrują przyczyn dymisji w słabych wynikach producenta samochodów na rynku europejskim.
W pierwszych sześciu miesiącach br. liczba nowo zarejestrowanych samochodów marki Opel w Niemczech spadła o 9,3 proc. w porównaniu z porównywalnym okresem ubiegłego roku. W całej Europie odnotowano jeszcze bardziej dramatyczny spadek sprzedaży Opla - aż o 16 proc.
Od 1999 roku spółce udało się tylko raz, w 2006 roku, wypracować zysk. Odejście Strackego poważnie zaniepokoiło załogi niemieckich fabryk Opla w Bochum, Ruesselsheim, Eisenach i Kaiserslautern. Stracke był autorem planu ratunkowego, przewidującego kontynuację produkcji i gwarancje zatrudnienia we wszystkich czterech fabrykach do 2016. Rada zakładowa obawia się, że jego następca zaostrzy politykę cięcia kosztów. Zagrożona jest przede wszystkim fabryka w Bochum.
Zamknięcie fabryki w Bochum oznaczałoby "utratę prestiżu firmy nie do naprawienia" - ostrzegł szef rady zakładowej Opla w Bochum, Rainer Einenkel.