Marks by się ucieszył...
Pracownicy z zakładów Opla z całej Europy protestują przeciwko planowanemu zamknięciu należącej do tej firmy fabryki w Antwerpii.
Proletariusze wszystkich krajów łączcie się... Karol Marks byłby zachwycony tak pięknym przejawem międzynarodowej, robotniczej solidarności, ale czy ma on jakikolwiek sens? Trudno się spodziewać, że właściciel Opla, koncern General Motors, zmieni swoją decyzję pod wpływem podobnych demonstracji. I nie chodzi o to, że jest to decyzja czysto biznesowa, podejmowana wyłącznie na podstawie chłodnych kalkulacji ekonomicznych. Ba, gdyby tak rzeczywiście było, nie martwilibyśmy się zapowiedziami przeniesienia produkcji fiata pandy ze znakomitych ponoć zakładów w Tychach do Włoch.
Niestety, we współczesnej, skądinąd gospodarce coraz bardziej liczą się lokalne partykularyzmy, interesy i naciski polityczne. To, kto hojniej sypnie publicznym groszem. Zwłaszcza w czasach kryzysu każdy ciągnie w swoją stronę. A belgijski rząd najwyraźniej jest za słaby i za biedny, by skutecznie zabiegać o przetrwanie miejscowej fabryki Opla. Pół miliarda euro, zaoferowane przez tamtejsze władze w zamian za zachowanie miejsc pracy w Antwerpii, było kwotą zbyt mizerną, by skłonić GM do zmiany planów. Zwłaszcza, że taka zmiana mogłaby zaniepokoić dodatkowo Niemców, już i tak wystarczająco rozsierdzonych wcześniejszą rezygnacją ze sprzedaży europejskiej odnogi General Motors rosyjsko-kanadyjskiemu konsorcjum. A uratowanie Antwerpii mogłoby przecież zagrażać bytowi zakładów Opla w Niemczech.
Do protestu w Belgii dołączyli się również polscy związkowcy. Piękny gest, zwłaszcza że kłopoty Antwerpii zaczęły się w chwili, gdy straciła ona nadzieje na produkcję nowej wersji astry, która została powierzona Gliwicom. Swoją drogą ciekawe, czy mogliby oni liczyć na takie poparcie kolegów z innych krajów, gdyby groźba likwidacji zawisła właśnie nad fabryką w Gliwicach. Oby nigdy nie musieli testować ich postawy w praktyce...