Jałmużna dla niedołęgów!

Jak twierdził klasyk samochodowego biznesu - Henry Ford - "myślenie to najcięższa praca z możliwych i pewnie dlatego tak niewielu ją podejmuje".

Dziś, w przeszło 100 lat od powstania, jego firma zmaga się z poważnymi problemami natury finansowej - widmo bankructwa wydaję się bliższe niż kiedykolwiek.

Od kilku tygodni "z ust" koncernów samochodowych na całym świecie, poza zgrzytaniem zębów, usłyszeć można tylko jedno słowo - kryzys. Co ciekawe, największe problemy mają producenci ze Stanów Zjednoczonych, czyli ci, którzy z twardymi prawami ekonomii i wolnego rynku mają najdłużej do czynienia. Ford walczy o życie pod rządowym respiratorem, Chrysler głośno domaga się od władz kolejnej dawki dolarowej morfiny, a GM jest już jedną nogą w kostnicy.

Reklama

Mimo że USA uważane są za światową stolicę kapitalizmu, nie sposób nie zauważyć, że w przypadku przemysłu motoryzacyjnego - podobnie jak w bankowości - górę bierze jednak socjalizm. W zeszłym tygodniu kongres zatwierdził dla "wielkiej trójki" pożyczkę w wysokości 25 miliardów dolarów. Według żebrzących zarządów firm to jednak zdecydowanie za mało.

Żeby było ciekawiej, obecna fala niemocy samochodowych gigantów wzięła się nie tylko z faktu, że zarządy firm zdawały się kompletnie nie zauważać panujących na rynkach trendów. Podobnie jak w Polsce, poważnym problemem okazała się również uległość w stosunku do roszczeniowo nastawionych związków zawodowych.

Krótko mówiąc - za dramatyczną sytuację w amerykańskim przemyśle motoryzacyjnym odpowiadają same koncerny. Strategia oparta na sprzedaży paliwożernych SUV-ów w dobie wariujących cen ropy okazała się równie trafna, co informacje wywiadu o broni masowego rażenia w Iraku. Amerykanie przespali też proekologiczny boom na samochody hybrydowe - dzięki priusowi większość pieniędzy nieuświadomionych ekologicznie ekologów zgarnęła Toyota.

W tym miejscu przypominamy, że zaledwie trzy dni temu poznaliśmy wyniku prestiżowego konkursu Car of the Year 2009. Zgodnie z typami naszej redakcji zwycięzcą został opel insignia - następna popularnej, acz uchodzącej za niezbyt trwałą vectry. Trzeba pamiętać, że obecnym właścicielem Opla - marki z przeszło stuletnią tradycją - jest koncern General Motors. Jeśli firma nie otrzyma rządowego wsparcia, przyszłość należących do niej producentów stoi pod dużym znakiem zapytania. To oczywiście najczarniejszy scenariusz, ale może się okazać, że tytuł najlepszego samochodu roku 2009 trafił w ręce marki, która nie dotrwa do Sylwestra... Doskonale zdają sobie z tego sprawę ludzie z Opla, którzy z kolei wyciągają ręce w stronę rządowych funduszy w Niemczech.

Lata zaniedbań i ogólnoświatowa panika na rynkach finansowych sprawiły, że potentaci, którzy jeszcze do niedawna wyznaczali standardy w samochodowym świecie żebrzą dziś o rządowe gwarancje i miliardowe kredyty.

A co w tej sytuacji zrobiłby legendarny Henry Ford? Po wylaniu na bruk zarządu i zaprzęgnięciu do taśmy szefów związków zawodowych, zamiast żebrać zabrałby się zapewne za gruntowną modernizację firmy. Jak sam mawiał - "wstań i walcz - jałmużna dla niedołęgów!".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: firma | henry | Ford | Henry Ford
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama