Ekomotozachęty? Raczej nie
Pierwsze samochody były dziełem genialnych wynalazców. Później do głosu doszli inżynierowie, doskonalący konstrukcję aut i technologię, czyli sposób ich wytwarzania.
Wraz z rosnącą popularnością pojazdów mechanicznych do roboty zabrali się spece od organizacji produkcji, która z garaży i rękodzielniczych warsztatów przeniosła się do hal fabrycznych.
Najwięcej do powiedzenia mają spece od ekologii
W następnych dziesięcioleciach przemysłem samochodowym rządzili na zmianę ekonomiści - w czasach trudnych dla gospodarki, gdy najważniejszym zadaniem każdego menedżera było możliwie najgłębsze cięcie kosztów, oraz dizajnerzy - w okresie dobrej koniunktury, gdy należało popuścić wodze fantazji, by sprostać oczekiwaniom szybko bogacącej się klienteli.
Ostatnio można odnieść wrażenie, że w koncernach samochodowych najwięcej do powiedzenia mają spece od ekologii. Jest to skutek wciąż zaostrzających się przepisów, które zmuszają konstruktorów i producentów aut do zmniejszania emisji gazów cieplarnianych.
Kto pyta przy zakupie auta, ile...
Samochód ma się właścicielowi podobać, nie psuć się, mieć satysfakcjonujące osiągi, zapewniać odpowiednie wygody, dawać poczucie bezpieczeństwa i relatywnie niewiele kosztować. Bądźmy jednak szczerzy: kto, poza garstką wyjątkowo uświadomionych idealistów, pyta przy zakupie auta, ile szkodliwych dla ziemskiej atmosfery paskudztw będzie wydobywało się z jego rury wydechowej?
Z punktu widzenia przeciętnego zmotoryzowanego śmiertelnika jest to zupełnie nieistotne, choć informacja na temat owego parametru z mocy prawa widnieje przy każdej reklamie samochodów. Ba, wielu osobom walka o ograniczenie emisji gazów, wpływających na ocieplenie klimatu, kojarzy się wyłącznie z montowaniem kosztownych, kłopotliwych w eksploatacji i awaryjnych dodatkowych elementów, w rodzaju filtrów cząstek stałych DPF. Najchętniej by się tych cudactw ze swoich wozów pozbyli...
Potrzebna jest dodatkowa zachęta
Opinia użytkowników aut na temat sensu dopuszczenia ekologów do projektowania samochodów byłaby całkiem jednoznaczna, gdyby nie pewne ale... Otóż zmniejszenie emisji CO2 oznacza zazwyczaj mniejsze spalanie, a możliwość zaoszczędzenia paru złotych na paliwie dla większości kierowców nie jest już sprawą obojętną. Może niektórych skłonić do łaskawszego spojrzenia na wysiłki stróżów środowiska naturalnego i do zakupu nowocześniejszego, czystszego pojazdu.
Perspektywa, wyłaniająca się z porównania zysków na stacjach benzynowych z kosztami w serwisach jednak nie wystarcza. Potrzebna jest dodatkowa zachęta. I w wielu krajach po takie bodźce się sięga. Już 17 państw Unii Europejskiej uzależniło opodatkowanie samochodów od emisji CO2 i zużycia paliwa. Uczyniły to jak dotychczas: Austria, Belgia, Cypr, Dania, Finlandia, Francja, Niemcy, Irlandia, Łotwa, Luksemburg, Malta, Holandia, Portugalia, Rumunia, Hiszpania, Szwecja i Wielka Brytania.
We wszystkich unijnych krajach Europy Zachodniej, z wyjątkiem Luksemburga i Włoch, funkcjonuje już również system bonusów finansowych, zachęcających do kupowania pojazdów o napędzie elektrycznym. Ostatnio podobne rozwiązania wprowadziły Czechy i Rumunia.
W Polsce średnia wieku parku samochodowego przekracza 15 lat
A Polska? Cóż, jeszcze w latach 90. na specjalne ulgi mogli u nas liczyć właściciele aut z katalizatorami, elementem wyposażenia wówczas wcale nie tak oczywistym. Dzisiaj praktycznie wszystkie pojazdy są traktowane przez fiskusa jednakowo.
Niewątpliwie jedną z przyczyn tej urawniłowki jest ukrycie dawnego podatku drogowego w cenie paliwa, uniemożliwiające albo przynajmniej bardzo utrudniające różnicowanie stawek. Drugim, prawdopodobnie ważniejszym powodem niechęci kolejnych rządów do wdrożenia podatkowych ekomotozachęt, jest obawa przed gniewem ludu, jeżdżącego pojazdami bardzo często nie spełniającymi jakichkolwiek norm emisji spalin. W Polsce, gdzie średnia wieku parku samochodowego przekracza 15 lat, każda próba wprowadzenia podatku uzależnionego od ilości wyrzucanego w powietrze CO2, mogłaby fatalnie odbić się na rezultatach następnych wyborów.
Skorzystałby na tym nie tylko klimat
W 2009 r. samochody, emitujące ponad 160 g CO2/km, stanowiły 23 proc. wszystkich pojazdów zarejestrowanych w Unii Europejskiej; w porównaniu do 39 proc. w roku 2006 i do 80 proc. w 1995. Powołując się na te dane, Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego wzywa do pójścia śladem wspomnianej wcześniej siedemnastki i wprowadzenia odpowiednich instrumentów finansowych. Skorzystałby na tym nie tylko klimat, ale także producenci i dostawcy nowych, oszczędniejszych, przyjaźniejszych środowisku aut.
Można by tej inicjatywie przyklasnąć, pod warunkiem jednak, że nie oznaczałoby ustanowieniu zupełnie nowego ekopodatku z jednoczesnym pozostawieniem na nie zmienionym poziomie obecnych danin, zawartych w cenie paliwa. Niestety, przy nieustannych kłopotach ze zbilansowaniem dochodów i wydatków państwa, pokusa, by tak właśnie postąpić, byłaby z pewnością bardzo duża.
Kamery: Zobacz, jak wygląda sytuacja na drogach.