Ech, te serwisy... - cz. II

Wczoraj rozpoczęliśmy publikację listu, który napisał do naszej redakcji czytelnik sfrustrowany swoimi kontaktami z autoryzowanymi stacjami obsługi pojazdów.

W pierwszej części zaprezentowaliśmy doświadczenie z serwisami Forda. Dzisiaj część druga, dotycząca ASO Opla. Jutro zaprezentujemy część kolejną, opisującą serwisy Renault.

Część Druga - Opel

"Po sprzedaży Forda kupiłem Opla Vectrę B o pojemności 2 litrów. Chciałbym zaznaczyć, że poza tym, mój tata nabył Opla Astrę Classic 1,6, w tym samym salonie i czasie.

Do użytkowania samochodu nie miałem większych zastrzeżeń. Największym mankamentem było zużycie paliwa, ale przy tej wielkości silnika i moim ostrym stylu jazdy to w sumie normalne. Zawsze się dziwię, czytając testy w gazetach motoryzacyjnych, gdy redaktorom wychodzą tak dobre wyniki średniego zużycia paliwa. Ale to jest temat na inna okazję.

Serwisowanie przebiegało bez większych niepowodzeń, ponieważ samochód nie wykazywał usterek.

Przy pierwszym przeglądzie (po 15 000km) zasugerowano wymianę klocków hamulcowych Jednak gdy zaproponowałem skorzystanie z usług rzeczoznawcy, który oceniłby dlaczego tak szybko klocki się zużyły, serwis szybko się rozmyślił. W efekcie przejeździłem jeszcze na tych samych klockach kolejne 30 000 km. Był to więc pierwszy znak, że serwis Opla potrafi oszukiwać klientów.

Reklama

Poważniejsze problemy pojawiły się, gdy spotkała mnie drobna stłuczka. Inny samochód wjechał w moje przednie, lewe drzwi. Poza drzwiami i plastykową osłoną progu nic nie zostało uszkodzone.

Naprawa wymagała wymiany drzwi na nowe, polakierowania ich oraz zamontowania nowej osłony progu. Na samochód czekałem dwa tygodnie. Przy odbiorze zwróciłem uwagę, że kolor lakieru jest źle dobrany. Kierownik serwisu stwierdził, że nie ma możliwości idealnego dobrania lakieru, ponoć nawet w fabryce w Niemczech nie są w stanie tego zrobić.

Zgadzam się, że może jest problem w idealnym dobraniu odcieniu, ale w tym przypadku drzwi wyglądały, jakby były polakierowane zupełnie innym kolorem! Po długich rozmowach umówiliśmy się, że serwis polakieruje jeszcze raz. Po kolejnym tygodniu oczekiwania odebrałem samochód, który wyglądał lepiej, ale ciągle nie tak, jak powinien.

Nie miałem już czasu ani ochoty na dyskusje z kierownikiem, poza tym samochód był mi pilnie potrzebny, w końcu służy mi jako narzędzie pracy. Po wyjechaniu z serwisu dobiegły mnie straszne szumy dobiegające z drzwi kierowcy (tych, które zostały wymienione). Oczywiście nie zostały odpowiednio wyregulowane i nie dociskały do uszczelki. Serwis nie potrafił tego należycie zrobić (poprawiali trzy razy), stwierdzili, że mam za dobry słuch!

Usterkę usunąłem u swojego mechanika bez najmniejszych problemów. Opla sprzedałem gdy miał przebieg 102 000 km. Przed sprzedażą wykonałem ostatni przegląd po 100 000 km. Wymieniono m.in. wszystkie płyny i pasek rozrządu. Samochód sprzedałem przyjacielowi. Byłem pewny jego stanu i powiedziałem, że przez następne 15 000 km nie musi robić nic, ponieważ wszystkie materiały eksploatacyjne zostały wymienione zgodnie z zaleceniem serwisu. Na wszystkie części i przeglądy brałem faktury (samochód na firmę).

Byłem więc bardzo zdziwiony, kiedy mój przyjaciel po przejechaniu 15 000 km, usuwał jakąś drobną usterkę w prywatnym warsztacie i mechanik powiedział mu, że ma szczęście, bo pasek rozrządu trzyma się na "ostatnim włosku"!

Stwierdziłem, że to niemożliwe ponieważ był wymieniany 15 000 km temu (na fakturze widniała ta pozycja). Mechanik jednak stanowczo stwierdził, że pasek rozrządu w tym samochodzie nie był nigdy wymieniany! Pojechaliśmy do innego serwisu upewnić się, czy jest tak w rzeczywistości. Rzeczoznawca Opla potwierdził wersję mechanika. Pasek rozrządu nigdy nie był zmieniany!

Napisałem do serwisu z prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji. Dostałem odpowiedź, że jest to niemożliwe i musiało zajść jakieś nieporozumienie.

Po wielkiej kłótni, którą nic nie osiągnąłem, napisałem do centrali Opla. Myślałem o skierowaniu sprawy do sądu, ale wiadomo, ile to trwa w naszym pięknym kraju, więc zrezygnowałem.

Centrala Opla nie odpowiedziała na mój list. W rozmowie telefonicznej obiecali natomiast wyjaśnić nieporozumienie. Na tym się skończyło.

A po pewnym czasie dowiedziałem się, że zabrano temu dealerowi licencję i już nie jest autoryzowanym serwisem. Najwyraźniej nie byłem tam jedynym oszukanym klientem."

(imię i nazwisko do wiadomości redakcji)

Porozmawiaj na Forum.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: serwis | pasek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy