Dwa miliardy euro strat tygodniowo! Koronawirus sparaliżował przemysł motoryzacyjny

Koronawirus sparaliżował przemysł motoryzacyjny w całej Europie i w wielu krajach na innych kontynentach. Fabryki, samorzutnie lub pod naciskiem władz, przestawiają się na wytwarzanie masek chirurgicznych, plastikowych osłon na twarz, respiratorów itp. Produkcja samochodów zamarła i chyba nikt nie wie, na jak długo. Prawdę mówiąc nie wiadomo nawet, kto i na jakiej podstawie podejmie obciążoną ogromnym ryzykiem decyzję o jej wznowieniu i powrocie ludzi na linie montażowe. Z drugiej strony przestoju nie da się przeciągać w nieskończoność. Volkswagen poinformował niedawno, że każdy tydzień przerwy w pracy, spowodowanej pandemią, kosztuje koncern 2 mld euro. Powtórzmy: dwa miliardy euro tygodniowo. O ile jednak giganci jakoś dadzą sobie radę, to obecna sytuacja stanowi śmiertelne zagrożenie dla kooperujących z nimi tysięcy mniejszych i słabszych finansowo firm. Ich bankructwo, skutkujące przerwaniem łańcuchów dostaw, groziłoby katastrofą dla całej branży.

Zatrudniający ponad milion osób przemysł motoryzacyjny ma szczególne znaczenie dla gospodarki niemieckiej. Jak donosi dziennik "Handelsblatt", w środę 1 kwietnia o powyższych problemach z kanclerz Angelą Merkel, ministrami jej rządu i prezesem  wpływowego związku zawodowego IG Metall, rozmawiali szefowie Daimlera, BMW i Volkswagena. Uczestnicy wideokonferencji uznali, że produkcja może zostać wznowiona, gdy pandemia osłabnie, a specjalizujący się w problematyce chorób zakaźnych Instytut Roberta Kocha wypracuje standardy, gwarantujące pełne bezpieczeństwo dla pracowników - od środków ochrony osobistej, po procedury regularnego dezynfekowania pomieszczeń i organizację, która zapewni zachowanie właściwych odległości między ludźmi w miejscach pracy.

Reklama

Według źródeł, na które powołuje się "Handelsblatt", Ola Kaellenius (Daimler), Oliver Zipse (BMW) i Herbert Diess (Volkswagen) zgodnie doszli również do wniosku, że restart produkcji powinien nastąpić jednocześnie w całej Unii Europejskiej. Wznawianie jej w jednym kraju, na przykład w Niemczech, podczas gdy Włochy i Hiszpania nadal będą sparaliżowane epidemią, nie ma sensu.

We Włoszech nakazane przez rząd zamrożenie wszelkiej działalności gospodarczej, poza tą absolutnie niezbędną do podtrzymania funkcjonowania społeczeństwa, zaczęło się 9 marca i potrwa co najmniej do 13 kwietnia. Nie ma jednak żadnej pewności, że okres ten nie zostanie przedłużony. Gdy wreszcie się skończy, wówczas,  jak zdradził dziennikarzom Gianluca Ficco, przedstawiciel związku zawodowego UILM, jako pierwsze zostaną włączone urządzenia w zakładach w Melfi (Jeep Compass), Sevel Sud w Atessa (lekkie pojazdy dostawcze) i Mirafiori w Turynie (Fiat 500 w wersji elektrycznej). Informacje te potwierdził później rzecznik prasowy koncernu FCA.

Można się zapytać, po co uruchamiać produkcję aut, skoro nikt ich teraz nie kupuje. To prawda, choć nie do końca. W Niemczech sprzedaż samochodów osobowych w marcu 2020, w porównaniu z marcem 2019, spadła o 38 proc. (liczba rejestracji nowych bmw zmniejszyła się o 21 proc., mercedesów o 28 proc., volkswagenów o 35 proc., audi o 37 proc., a fordów aż o 50 proc.). W Hiszpanii w ubiegłym miesiącu odnotowano regres sprzedaży o 69 proc., we Francji o 72 proc., a we Włoszech o 86 proc. Zjazd w dół jest bardzo ostry, ale warto zauważyć, że nawet w tak ciężko dotkniętej przez pandemię Italii znaleźli się nabywcy na 28 326 nowych pojazdów.

Niestety, perspektywy nie są pomyślne. W kwietniu i maju rynek prawdopodobnie skurczy się jeszcze bardziej. Wskutek strachu przed przyszłością, bankructw i rosnącego bezrobocia. Masowa likwidacja miejsc pracy nie ominie zapewne i przemysłu motoryzacyjnego. Na razie tnie się płace. Na obniżenie swoich wynagrodzeń, począwszy od 1 kwietnia, dobrowolnie przystało kierownictwo Daimlera: członkowie zarządu o 20 proc., a wyższego szczebla menedżerowie o 10 proc. Biedy jednak nie zaznają, bo jest z czego ścinać. Wspomniany wyżej Ola Kallenius zarobił w ubiegłym roku 1,34 mln euro plus 3,5 miliona w różnego rodzaju bonusach i udziałach.

Dodajmy, że Mike Manley, szef koncernu Fiat Chrysler Automobiles, zgodził się ostatnio na pobieranie przez trzy miesiące pensji zredukowanej o 30 proc.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy