Ania zarzeka się: "Komputer nigdy nie będzie sterował moim autkiem"
5500 kilometrów z zachodniego na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Od mostu Golden State w San Francisco po Nowy Jork. O takiej podróży w poprzek Ameryki Północnej marzy wielu zmotoryzowanych. Ostatnio odbył ją niezwykły samochód, przygotowany przez firmę Delphi Automotive. Był naszpikowany supernowoczesną technologią, za to praktycznie na całej trasie obywał się bez kierowcy.
Podczas trwającej 9 dni wyprawy przetestowano, jak czytamy w oficjalnych komunikatach na ten temat, system kamer wizyjnych oraz systemy wspomagania kierowcy (ADAS), wielodomenowy sterownik ("mikroprocesorowy system umożliwiający integrowanie różnych obszarów sterowania i funkcji"), system bezprzewodowej komunikacji z pojazdem i infrastrukturą, inteligentne oprogramowanie sterujące, umożliwiające pojazdowi podejmowanie skomplikowanych decyzji podczas jazdy po ulicach wśród innych uczestników ruchu, systemy wsparcia w przypadku korków na drodze, automatyczne urządzenia pilotujące itp. Uff...
Pojazd przemierzył 9 stanów USA. Pokonywał drogi o różnej nawierzchni, ronda, mosty, tunele, skomplikowane skrzyżowania, zjazdy, tereny zabudowane, ulice w miastach. I to wszystko, przypomnijmy, z pustym fotelem kierowcy. Podobno próba zakończyła się pełnym sukcesem.
Badania nad tzw. samochodami autonomicznymi, czyli samokierującymi, obok Delphi prowadzi wiele innych ośrodków i firm, m.in. Google i Volvo. Mają one dwa zasadnicze cele. Bliższym jest rozwój systemów bezpieczeństwa już obecnych w nowoczesnych samochodach: aktywnych tempomatów, systemów samoczynnie uruchamiających hamulce i w ten sposób chroniących przed kolizjami spowodowanymi błędami czy gapiostwem kierowców, asystentów zapobiegających niezaplanowanemu opuszczeniu pasa ruchu itd. Celem dalekosiężnym jest skonstruowanie stuprocentowo niezawodnego, produkowanego seryjnie i, co ważniejsze, dopuszczonego do ruchu na zwykłych drogach auta, poruszającego się całkowicie bez udziału kierowcy. Gdy takie pojazdy się upowszechnią, świat ma się stać bezpieczniejszy, a nasze życie wygodniejsze. Zamiast stresować się za kierownicą będziemy mogli, jadąc samochodem, oddawać się innym zajęciom: drzemać, oglądać telewizję, surfować po Internecie, czytać, tworzyć, czy po prostu rozmyślać o niebieskich migdałach.
Utopia? Niekoniecznie. Już teraz przecież istnieją automatyczne pociągi. Kursują m.in. między terminalami na wielkich lotniskach. Bez maszynisty jeździ także słynny, poruszający się na poduszce magnetycznej superszybki pociąg Maglev w Chinach. Dlaczego w ten sam sposób nie miałyby funkcjonować na przykład taksówki? Wstukujesz na klawiaturze smartfona odpowiedni kod i po chwili wsiadasz do pojazdu, który zawiezie cię pod wskazany adres. Owszem, nie będziesz miał z kim pogadać o ostatniej kolejce ligowej rozgrywek piłkarskich, o pogodzie czy polityce, ale w tej usłudze nie chodzi przecież o pogawędki. Jak zauważa wybitny intelektualista Yuval Noah Harari, współczesny taksówkarz ma mnóstwo umiejętności, które w jego zawodzie są kompletnie zbędne. Jedyne, co powinien potrafić zrobić, to niezawodnie dowieźć pasażera z punktu A do punktu B. A z takim zadaniem wkrótce z powodzeniem da sobie radę nowoczesna, oparta na sztucznej inteligencji technologia.
Nie wszystkich oczywiście przekonują podobne idee. Widać to w komentarzach internetowych, towarzyszących informacjom o pracach nad autonomicznymi samochodami.
"Tylko po co taki samochód, ja jeżdżę, bo potrzebuję i lubię. Kto nie lubi prowadzić auta, jeździ autobusem albo taksówką" - pisze "xyz".
"Tylko czy słowo kierowca ma tu jeszcze sens... Szkoda patrzeć, jak odziera się motoryzację z tego, co w niej najciekawsze. To droga do zastąpienia samochodu przez tramwaj" - dodaje "P".
"A gdzie frajda z prowadzenia samochodu? Jak tak dalej pójdzie, to będziemy latać bez pilotów, pływać bez marynarzy" - wypowiada się w podobnym duchu "kierowca TIRa".
"Ha ha ha, już to widzę, wsiada Polak do takiego auta i po paru minutach zaczyna drzeć mordę na komputer: jak jedziesz baranie!!!" - ironizuje "bubek".
"No to koncerny samochodowe będą drzeć kasę za aktualizację systemów, kalibrację itd." - przewiduje "kosmit".
"Sorry, ale (...) mam wrażenie, że te pojazdy autonomiczne, pozwalające zająć się byle czym, tylko nie trzymaniem za kierownicę, już są kilkadziesiąt lat w codziennym życiu. Nazywają się najogólniej - komunikacja zbiorowa. Tramwaj i autobus znaczy" - konstatuje "u".
"Jak będzie błoto deszcz lub śnieg chlapać na samochód to takie kamerki, czujniki lub inne cacka nic nie pomogą" - obawia się "Człowiek".
"Ciekawe, co zrobi komputer, jak zacznie wyprzedzać polskiego buraka, który nie będzie chciał być wyprzedzonym i zacznie przyspieszać..." - zgłasza inny problem "Bon".
A "ania" zarzeka się: "Komputer nigdy nie będzie sterował moim autkiem".
Czy rzeczywiście samochody samokierujące staną się dobrodziejstwem ludzkości? Na pewno zrodzą nowe problemy - techniczne, psychologiczne, społeczne, a także prawne. Każde urządzenie i każdy najinteligentniejszy system może zawieść. Kto zatem będzie odpowiadał za wypadek, spowodowany przez taki samodzielny pojazd? Jego producent? Twórca oprogramowania sterującego? A może utrzymana zostanie obecnie obowiązująca zasada, że cała odpowiedzialność spoczywa na kierowcy? No, tylko że pojęcie kierowcy tak naprawdę przestanie istnieć... Spokojna głowa, bez wątpienia coś się wymyśli...