W M35h brak masażu. To naprawdę rozczarowujące
Dwa silniki - spalinowy i elektryczny - o łącznej mocy 364 koni mechanicznych. 5,5 sekundy od zera do setki. Prędkość maksymalna - 250 km na godzinę... Proszę Państwa, oto Jego Hybrydowość Infiniti M35h. Dziękujemy za uwagę, można usiąść...
Infiniti, ze względu na krótki staż na naszym rynku oraz wysokie ceny, mocno ograniczające krąg potencjalnej klienteli, to marka w Polsce wciąż dość egzotyczna. Luksusowe sedany serii M, wprowadzone do Europy w 2010 r., widuje się między Odrą a Bugiem bardzo rzadko, a ich odmiana benzynowo-elektryczna jest tak wielkim rarytasem, że przekazany nam do testów egzemplarz miał niemieckie tablice rejestracyjne.
Prawie pięciometrowej długości infiniti M to kawał auta. Ze względu na nietuzinkowe osiągi zaliczany jest przez producenta do pojazdów klasy "high performance". Opływowe kształty jego nadwozia zatrudnieni przez Japończyków specjaliści od PR nazywają "zniewalającymi" i "zbliżonymi do coupe". Jednym taka stylistyka, obfitująca w krągłości, wybrzuszenia i faliste linie, podoba się, innym niekoniecznie. Rzecz gustu. Pewną nienachalność urody samochodu można wręcz uznać za zaletę - właściciel reprezentacyjnej bądź co bądź limuzyny nie będzie narażony na niechętne spojrzenia i komentarze zawistnych rodaków.
Hybryda od wersji czysto benzynowych i diesli różni się tylko literką "h" przy oznaczeniu modelu na klapie bagażnika. Także wnętrze jej kabiny nie zaskoczy tych, którzy znają inne wcielenia infiniti. Miękka, delikatna skóra, wstawki z ręcznie polerowanego japońskiego drewna jesionowego, powlekanego proszkowanym srebrem, masywna konsola, oddzielająca kierowcę od siedzącego obok pasażera... Jest luksusowo i przestronnie, chociaż z tyłu raczej tylko dla dwóch osób.
Także nasz "test dryblasa" wypadł całkiem pozytywnie. Gdy siedzący z przodu rosły kierowca odsunie swój fotel, również siedzącemu za nim pasażerowi o równie pokaźnych gabarytach nie będzie ciasno; dotyczy to zarówno miejsca na nogi, jak i przestrzeni nad głową. Nie w każdej dużej limuzynie (rozstaw osi infiniti M wynosi 2900 mm) jest to tak oczywiste.
Wyposażenie? Hm... Pisząc o samochodzie kosztującym tyle, co hybrydowe infiniti M (według oficjalnego cennika importera: 259 650 zł za wersję GT lub 284 500 zł za GT Premium) mamy pewien kłopot z jego oceną. Takie auto jest zazwyczaj w pełni opoduszkowane, oczujnikowane, oradarowane, multimedialne, zelektryfikowane i aż kipi technologiczną "inteligencją". To norma, więc nie ma czym się podniecać. Rzeczą zwyczajną jest również obecność udogodnień w rodzaju reflektorów bi-ksenonowych, wyrafinowanej klimatyzacji, podobnie jak systemów BSW (ostrzegania przed martwym polem), FCW (ostrzeganie przed niebezpieczeństwem kolizji z przodu), LDW, LDP, TPMS, AFS itp. Mnogość funkcji skutkuje obfitością najróżniejszych przycisków i pokręteł, których obsługę trudno uznać za intuicyjną. Komfort ma też swoje minusy, niestety...
Przy takim bogactwie wyposażenia aż głupio pisać o niedostatkach. Z dziennikarskiego obowiązku musimy to jednak uczynić. Zacznijmy od bagażnika. Jest stosunkowo niewielki (350 litrów), lecz najgorsze, że ze specyficznych dla konstrukcji hybrydy powodów nie można położyć oparcia tylnej kanapy, co bardzo utrudnia przewożenie długich przedmiotów, na przykład nart.
Pokryte skórą fotele, podgrzewane i wentylowane, zaopatrzone w aktywne zagłówki, elektrycznie regulowane w 10 kierunkach, są obszerne, wygodne, ale... pozbawione funkcji masażu. To naprawdę rozczarowujące.
Klimatyzacja - automatyczna, dwustrefowa, lecz bez możliwości regulowania temperatury nawiewu w tylnej części pojazdu. Funkcja "Air Forest" ("leśne powietrze") obiecuje atrakcyjne wrażenia zapachowe, lecz zamiast tego w kabinie po włączeniu spryskiwaczy przedniej szyby czuliśmy odór gnijącej kapusty.
Kierownica świetnie leży w dłoniach, ale znajdujące się na niej przyciski są zbyt małe, jak na męskie palce.
Wystarczy tego wybrzydzania. W samochodzie hybrydowym najważniejszy jest w końcu jego napęd. A trzeba przyznać, że ten zainstalowany w M35h (Infiniti Direct Response Hybrid) działa rewelacyjnie.
Składa się z dwóch silników - sześciocylindrowego benzynowego o pojemności 3,5 l i mocy 306 KM oraz elektrycznego (pracującego także jako prądnica i rozrusznik) o mocy 68 KM. Zestaw ten uzupełniają: wydajna bateria litowo-jonowa, układ hamulcowy umożliwiający odzyskiwanie energii oraz siedmiobiegowa przekładnia automatyczną z trybem manualnej zmiany biegów.
Bardzo ważną rolę odgrywają dwa sprzęgła: suche, umieszczone między silnikiem spalinowym, a elektrycznym, umożliwiające całkowite odłączenie tego pierwszego oraz mokre, znajdujące się w przekładni automatycznej. Dzięki takiemu rozwiązaniu oba silniki mogą pracować w trybie szeregowym lub równoległym, co oznacza, że pojazd jest zasilany albo elektrycznością, albo paliwem, albo z obu źródeł jednocześnie. W pewnych okresach energia jest przekazywana i magazynowana w akumulatorze, w innych z niego czerpana. Wizualizację tych procesów, sterowanych elektronicznie i odbywających się według skomplikowanych algorytmów, można obserwować na ekranie dotykowym w kokpicie.
Ciekawostka: aby ostrzec pieszych przed bezgłośnie (w trybie elektrycznym) zbliżającym się pojazdem, z głośnika w przednim zderzaku infiniti M35h wydobywa się w takiej sytuacji dźwięk o odpowiednio dobranej częstotliwości i natężeniu.
Podchodzimy z kluczykiem w kieszeni do naszego samochodu. Auto wita nas podświetleniem klamki w drzwiach. Otwieramy je, wsiadamy do wnętrza, naciskamy przycisk start/stop i... nic się nie dzieje. Pozornie. Przesuwamy dźwignię zmiany biegów w pozycję R lub D, wciskamy lekko pedał przyspieszenia i ruszamy. Bezgłośnie, bo wyłącznie za pomocą silnika elektrycznego. Przy niewielkim zapotrzebowaniu na moc taki napęd okazuje się całkowicie wystarczający. Testy w Stanach Zjednoczonych pokazały, że M35h może pracować w trybie elektrycznym przez 50 proc. czasu jazdy, zarówno na ulicach zatłoczonych miast, jak i na autostradzie, gdy jedziemy z jednostajną prędkością około 100 km na godzinę. Imponujące.
Gdy chcemy gwałtowniej przyspieszyć - dołącza się napęd spalinowy. Gdy hamujemy - "inteligentnie" odzyskiwana energia zasila baterię. Gdy włączymy tryb "sport" (dostępne są także trzy inne: standardowy, eco oraz "po śniegu") i ruszymy z miejsca energicznie dodając gazu, przyspieszenie wręcz wciska w fotel. Potęga mocy sugeruje, że gdyby ten samochód miał skrzydła, wzniósłby się w powietrze.
Wrażenia z jazdy infiniti M35h najlepiej opisuje jednak słowo "gładko". Auto gładko przemyka po wszelkich nierównościach i gładko wychodzi z zakrętów. Gładko pracuje jego napęd. Komputer gładko zmienia biegi (czynność tę wspomaga silnik, a przekładnia analizuje styl jazdy kierowcy, dopasowując do niego swoje funkcjonowanie). W kabinie jest cicho nie tylko wtedy, gdy jedziemy "na elektryce", co pozwala rozkoszować się muzyką, płynącą z wysokiej klasy systemu audio z 16 głośnikami albo rozmyślać o zaletach obecnego w klimatyzacji filtra impregnowanego polifenolem z nasion winogron. Bajka.
Na koniec wspomnijmy o zużyciu paliwa. Producent obiecuje, że w cyklu mieszanym wyniesie ono około 7 litrów na 100 km. Rzeczywistość jak zwykle okazuje się mniej różowa, ale osiągnięty przez nas wynik - ok. 9 l/100 km i tak, biorąc pod uwagę ciężar limuzyny, jej potężny silnik spalinowy i imponujące osiągi, trzeba uznać za doskonały. Czy jednak dla kogoś, kogo stać, by przeznaczyć na kupno samochodu prawie 300 000 zł, wydatki na stacji benzynowej mają jakiekolwiek znaczenie?