Mercedes CLS 350 BlueTEC 4Matic. Nasz test

Podobno pieniądze szczęścia nie dają, ale o wiele wygodniej płacze się w Mercedesie niż w tramwaju. A jeżeli tym Mercedesem jest CLS 350 BlueTEC 4Matic wówczas łzy mogą nabrać całkiem słodkiego smaku...

W opisach stylistyki CLS-a marketingowcy koncernu ze Stuttgartu, zazwyczaj raczej wstrzemięźliwi w zachwytach, mogli dać wreszcie upust swoim poetyckim zapędom. Czytamy zatem o "urzekającej charyzmie", o "formie, która olśniewa",  o "prawdziwej ikonie designu, którą przewyższy jedynie ona sama" (cokolwiek to znaczy)...

Ochom i achom nie ma końca, my powiemy krótko: ten samochód faktycznie może się podobać. Stanowi swoistą mieszankę dostojeństwa limuzyny i drapieżności sportowego coupe. Zmiany dokonane podczas niedawnego faceliftingu, wyposażenie w bardziej agresywnie prezentujące się zderzaki i inną atrapę chłodnicy, jeszcze dodały mu wyrazu.

Reklama

Wszystko to sprawia, że ten model Mercedesa z pewnością nie jest pojazdem dla osób unikających ostentacyjnego podkreślania swojego statusu materialnego, skromnych, lubiących trzymać się zawsze na uboczu. W tej opinii utwierdziliśmy się, gdy otwierając ciężkie drzwi z pozbawionymi ramek szybami zasiedliśmy w utrzymanym w kremowo-czekoladowej tonacji wnętrzu CLS-a. Natychmiast otoczyła nas aura luksusu: miękka, pachnąca skóra, wysmakowane stylistycznie detale, na przykład wielce oryginalne boczne głośniczki systemu multimedialnego sygnowanego przez audiofilską markę Bang & Olufsen (opcja za, bagatela, 19 tys. zł, czyli kwotę przewyższającą pieniądze, które przeciętny Polak wydaje na zakup auta) czy gustowny analogowy zegarek, jakby dosłownie przed chwilą zdjęty z nadgarstka naszego byłego ministra transportu...

Na oddzielny akapit zasługują przednie fotele. Obszerne, niezwykle wygodne, rzecz jasna elektrycznie ustawiane; podgrzewane i wentylowane; z regulacją (pokrętłem systemu Comand, służącego do sterowania różnymi funkcjami i urządzeniami samochodu i poprzez wielki, spotykany w nowych modelach ze Stuttgartu,  "wolnostojący" ekran wyświetlacza) wielkości powierzchni siedzisk, podparcia kręgosłupa, wyprofilowania oparć; z bocznymi komorami napełnianymi powietrzem na zakrętach w celu lepszego podtrzymania ciała kierowcy i pasażera; z czterema trybami masażu: Relaxing, Activating, Classic, Motivating. Po prostu bajka, którą może "przewyższyć jedynie ona sama".

Rozpływać można się w zasadzie nad każdym zastosowanym tu  rozwiązaniem. Jesteś dumny z automatycznej klimy w swojej furze? No to przyjmij do wiadomości, że "nasz" CLS był wyposażony w układ klimatyzacji z trzema strefami i trzema stylami pracy (Diffuse, Medium i Focus). Z oddzielnie regulowaną temperaturą i nawiewem. Z czujnikami chroniącymi wnętrze auta przed napływem pyłu i szkodliwych gazów.

Chwalisz się znajomym ksenonami? A co powiesz na nowatorskie reflektory MULTIBEAM LED, z których każdy zawiera 24 moduły świetlne, oddzielnie sterowane przez sprzężoną z kamerami elektronikę, tak, aby jak najlepiej dopasować moc i położenie snopu światła do aktualnej sytuacji na drodze?

Albo kamera cofania, wiernie odwzorowująca otoczenie samochodu również w widoku z... góry.

Takich cudeniek technicznych jest tu wiele. Samochód służy jednak przede wszystkim do jeżdżenia. CLS, napędzany trzylitrowym dieslem o mocy 252 KM, współpracującym z automatyczną 7-stopniową skrzynią biegów jeździ jak... No dobrze, powściągnijmy emocje. Jeździ szybko (6,7 sekundy od zera do setki, prędkość maksymalna 245 km/godz.), pewnie (wiadomo - napęd na obie osie), miękko (kierowca ma możliwość regulowania charakterystyki pneumatycznego zawieszenia; system AIRMATIC w razie potrzeby zmienia poziom nadwozia, a zatem również wielkość prześwitu) i cicho (Bang & Olufsen..., rety, jak to gra!).  

Było o zaletach, teraz kilka słów o wadach. Wysokim pasażerom, którzy zasiądą na jednym z dwóch foteli w tylnej części samochodu, będzie brakowało trochę miejsca nad głowami.  Bagażnik, jak na klasę pojazdu, nie imponuje pojemnością (475 litrów) ani funkcjonalnością. No i ta cena... Najtańszy Mercedes CLS kosztuje 260 tys. zł. Za egzemplarz w testowanej przez nas wersji, doposażonej w liczne, częściowo opisane powyżej ekstrasy trzeba zapłacić 500 tys. zł. A może być jeszcze drożej. Z drugiej strony, zgodnie z niegdysiejszym hasłem reklamowym, każdy zasługuje na odrobinę luksusu. Więc jeżeli tylko akurat macie wolne pół miliona...  

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy