Impreza XV i patałachy bez łopaty

Parę dni temu w nasze ręce trafiła, pokazana już na salonie w Genewie 2010, impreza w wersji XV.

Jasne, że trochę późno, ale nie ma to jak samemu sprawdzić, na co wszyscy zdążyli ponarzekać i dwa razy sprawdzić, co wszyscy zdążyli pochwalić.

Prolog

Ja: - Andrzeju, nie denerwuj się. Przejedziemy.

- Nie przejedziemy - Andrzej z kamienną miną a'la Winnetou przypatruje się kołom zakopanym w pięknym, zlodowaciałym śniegu.

Wydawało się, że to będzie w miarę łatwa droga. Jeśli traktorowi się udało, to nam się nie uda?

Wybraliśmy się na podkrakowskie skałki, aby znaleźć ładne miejsce widokowe, a przy okazji porobić trochę zdjęć imprezy w śniegu. Oczywiście nie wzięliśmy ze sobą łopaty, no bo przecież mamy imprezę. W dodatku XV - czyli taką jakby trochę uterenowioną. Wjazd był w miarę prosty, pierwszych kilkanaście metrów auto pokonało bez większego trudu. Było dobrze, dopóki nie trafiliśmy jednym kołem w niewielką koleinę, która - dzięki naszym zabiegom - znacznie się powiększyła. Pewnie niebagatelne znaczenie miało również 200 kg żywej wagi siedzące sobie wygodnie w kubełkowych fotelach.

Reklama

Hmmm...subaru od zawsze chwaliło się symetrycznym napędem na obie osie - prędzej czy później poczciwa impreza powinna się z tego odkopać. Nie odkopała.

Napęd jest ok, ale niewiele to pomoże, kiedy auto wisi sobie podwoziem na zmarzniętym śniegu i jedyne dwa koła, które pracują, to te, które unoszą się nad ziemią.

Godzinę później, dzięki deskom znalezionym w szczerym polu oraz ofiarnej pracy Andrzeja przy usuwaniu białej brei spod auta, udało nam się zjechać z drogi na pole, a tam rozpędzić się na tyle, żeby dojechać do szosy. Już wiemy, że XV radzi sobie w terenie dopóty, dopóki prześwit na to pozwala. Albo dwa patałachy nie władują się tam, gdzie nie powinni.

XV czyli RS plus co?

Z samochodami jest jak wiadomo jak z kobietami. Jednym podoba sie blondynka, innym brunetka. Wszystko zaczęło się od bazowej wersji RS. XV to RS plus plastikowe nakładki, grill od forestera, relingi dachowe oraz - zauważalny wyłącznie dla bystrych obserwatorów - tylny spojler. Plastikowe nakładki na różnych modelach subaru zawsze działały na mnie uspokajająco - miały je przecież outbackowe odmiany legacy i imprezy, a na możliwości terenowe tych auta przecież nikt nie narzekał.

No i outback zawsze kojarzył się ze zwiększonym prześwitem. W tym przypadku niestety tak nie jest, chociaż trzeba przyznać, że wizualnie impreza XV wygląda zdecydowanie bardziej crossoverowo - obiecująco kiwa do nas palcem, zapraszając na wielką przygodę. Poza tymi zmianami to nadal RS, którego bryła zdążyła się już nieco opatrzeć, chociaż fanatykom aut ze znaczkiem plejad na masce szczęki jeszcze nie zdążyły wrócić do poprzedniej pozycji po premierze ostatniej wersji. Podobno manifestacje pod Fuji Heavy Industries i kilka protestów głodowych zostało odwołanych tylko z powodu pojawienia się sedana STi. Auto na pewno nie przejdzie do historii jako klasyk, ale biorąc pod uwagę liczbę imprez, która pojawiła się w ostatnich dwóch latach na polskich ulicach, zwykłym kierowcom to nie przeszkadza.

Prześwit, czyli brakujące milimetry

Benzynowa impreza XV jest wyższa od RS-a o 45mm, a diesel o 5mm mniej. Do tej pory trwa spór, gdzie te milimetry zostały upchane, bo prześwit XV jest dokładnie taki sam, jak bazowej wersji - 155mm dla benzynowej i 5 mm mniejszy dla diesla. Zachodzi podejrzenie, że podczas mierzenia zostały wzięte pod uwagę również relingi, a wtedy wszystko by się zgadzało. Dla porównania - ostatnia wersja outbacka ma prześwit zwiększony o 2 centymetry w stosunku do poprzedniego modelu i wynosi teraz okrągłe 220mm. Z takim prześwitem Andrzej nie musiałby tyle kopać.

Pod maską

Tutaj bez zmian - do wyboru dwie dwulitrowe jednostki: benzynowa 150 KM/196 Nm oraz wysokoprężna 150 KM/350 Nm. 2.0R (wolnossąca) przyspiesza od 0 do setki w 9,6 sekundy, a 2.0D - o sekundę mniej. My do testów otrzymaliśmy diesla i tutaj naprawdę zaskoczenie. Po pierwsze daje radę, po drugie - naprawdę nie ma co się martwić klekotem. Auto jest świetnie wyciszone i nawet przy sporych ujemnych temperaturach i zimnym silniku, odgłosy spod maski nie wprawiają w zakłopotanie. Impreza przyspiesza chętnie, niezależnie od biegu. Maksymalny moment dostępny jest od 1800 obrotów i na pewno nie kończy się w okolicach 1850 rpm. Właściwie spokojnie można ciągnąć do 4000 obrotów, nie bojąc się, że auto przestanie jechać. Cieszy sześciobiegowa skrzynia.

Komfort

Duuuży plus za zawieszenie. Jest fajne. Dobrze wybiera nierówności, a jednocześnie zdecydowanie nie jest czymś na kształt miękkiej kanapy. Po prostu idealnie zestrojone na polskie drogi po niezbyt ciężkiej zimie, czyli ze zwyczajową ilością dziur w podłożu. Nie są w stanie zepsuć tego wrażenia nawet standardowe 16-calowe obręcze.

Auto doskonale i pewnie się prowadzi - auto wyposażone jest w ESP, ale naprawdę trzeba się postarać, aby pomarańczowa kontrola zamigała na desce rozdzielczej.

Środek, jak to w imprezach - nie należy spodziewać się cudów. Jak to Andrzej powiada - motto designerów imprezy to 'plastic is fantastic'. Za to fotele wygodne, kubełkowe, z absolutnie znakomitym podgrzewaniem, które zaczyna działać mniej więcej 250 milisekund od jego włączenia. Po dwóch minutach panowie powinni zdecydowanie przestawić na słabszy tryb, no bo...sami wiecie :). W zimie absolutnie nieoceniona sprawa.

Nie dogadałem sie natomiast kompletnie z ogrzewaniem auta, które działało jak chciało - czyli w trybie zero-jedynkowym: albo na maksa, albo w ogóle. I zgubił się gdzieś nadmuch na nogi, ale przypuszczam, że ta wada była związana z tym konkretnym egzemplarzem. No i jak wiadomo - diesel grzeje sie wooolno. Co do audio, to pomińmy ten temat milczeniem. Jest wejście na bluetooth'a i USB, ale konfiguracja może chwilę potrwać.

Spalanie

Przyzwyczajony do doładowanych benzynowych wersji, gdzie dobicie w mieście do 20 l/100km nie stanowiło jakiegoś specjalnego wyzwania, parokrotnie sprawdzałem wskazania komputera w XV. Tak - to auto pali w trasie mniej, niż maluch ze zdrowym silnikiem w mieście. Jazda przez tereny niezabudowane urozmaicane terenami zabudowanymi to wskazania rzędu 4-5 l/100km. W mieście, przy średniodynamicznym dopychaniu pedału gazu do podłogi wyświetlacz potrafi pokazać 7-8 l.

Dla kogo ta cena?

Przyznam, że XV jest dla mnie tajemnicą. Próbowałem wejść w skórę osoby, która mogłaby być zainteresowana tą wersją imprezy i...się nie udało. Impreza to zdecydowanie za małe auto dla celów rodzinnych - niewielki bagażnik (300 litrów) pozwoli na krótki wyjazd na weekend dla dwóch, a może i nawet trzech osób, ale dwutygodniowe wakacje bez bagażnika dachowego lub złożenia tylnych siedzeń (1200 litrów) mogą być zadaniem niewykonalnym. No więc młodzi i aktywni. Raczej bezdzietni, albo z małogabarytowym bobasem, najlepiej takim w wieku maksymalnie dwóch lat, ale żeby już całkiem sprawnie chodziło, bo wózek raczej nie wejdzie. Sporym zaskoczeniem jest cena, bo wychodzi na to, że za te wszystkie crossoverowe udziwnienia nie dopłacamy ani eurocenta - ceny RS i XV są praktycznie identyczne. Na poziomie 100.000 złotych.

Werdykt

Jeśli masz 100 tysięcy i koniecznie chcesz je wydać na imprezę, do tego nie WRX-a i żeby mało paliła (czyli diesel), absolutnie polecam to auto. Wyróżnia się z tłumu innych imprez, warto obejrzeć pozostałe dostępne kolory poza czarnym, bo tutaj akurat gubią się niuanse, które powodują, że to auto wygląda nieco inaczej. Jeśli kierujesz się jednak rozsądkiem - cóż, konkurentów jest wielu. Każdy z nich kosztuje mniej, ale żaden z nich nie jest imprezą.

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów. Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: impreza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy