Ford B-Max - tego jeszcze nie było?
Podczas prezentacji najnowszej generacji Merivy specjaliści od marketingu Opla zrobili z jej "gangsterskich tylnych drzwi" nie lada wydarzenie. Ciekawe co myślą na ich temat teraz, kiedy na rynek wjechał Ford B-Max.
Jego tylne drzwi są bardziej funkcjonalne, ponieważ aby je otworzyć wystarczy je przesunąć, a nie odchylić. Ale to nie wszystko. Dostęp do wnętrza jest wręcz idealny, ponieważ nadwozie nie ma słupków B. Prawdziwa rewelacja.
Prawdziwi miłośnicy motoryzacji zauważą w tym miejscu słusznie, że Ford nie jest pierwszy - takie rozwiązanie pojawiało się już w innych modelach samochodów. Zgoda, ale nigdy w tym segmencie i na taką skalę. Gwoli przypomnienia: nadwozia bez słupka B mają m.in. Mazda RX8 i Honda Element. To oczywiście tylko dwa przykłady. Jeśli ktoś ma dobrą pamięć z pewnością wskaże ich więcej, zwłaszcza jeśli weźmie pod uwagę także starsze konstrukcje amerykańskie.
Ale wróćmy do naszego B-Maxa. Obydwie pary drzwi robią niezwykle solidne wrażenie. Łatwo się otwierają i zamykają, a także są szczelne. Podczas jazdy nie generują szumów powietrza, nie przepuszczają ani kropli wody - na ręcznej myjni próbowaliśmy sforsować uszczelki strumieniem wody pod ciśnieniem - bezskutecznie.
Wnętrze jest wykonane bardzo starannie. Deska rozdzielcza jest wykończona miękkimi materiałami. Podczas jazdy nic nie skrzypi. Niektórzy narzekają na zbytnie przeładowanie kokpitu przyciskami - rzeczywiście jest ich sporo. Na szczęście do obsługi podstawowych funkcji w samochodzie wystarczy tylko kilka z nich.
Przyciskami na kierownicy bez problemu można sterować radioodtwarzaczem, a panel do obsługi klimatyzacji należy do najłatwiejszych w obsłudze i najładniejszych w swoim segmencie. Wnętrze świetnie prezentuje się nocą - wiele elementów emanuje fluorescencyjnym światłem. Strefa dla stóp jest dodatkowo delikatnie podświetlana diodami na kolor czerwony.
Duży plus należy się za opcjonalny system ułatwiający obserwację drogi podczas parkowania (2700 zł). Po wrzuceniu biegu wstecznego na centralnym wyświetlaczu pokazuje się kolorowy obraz z tylnej kamery z naniesioną siatką i strefami "zagrożenia". Jednocześnie w lewym górnym rogu ekranu pojawiają się uproszczone, graficzne informacje przekazywane przez czujniki przednie.
Na wyróżnienie zasługują przednie fotele. Ze względu na fakt, że są konstrukcją nośną dla pasów bezpieczeństwa, są bardzo solidne - takie jak w niektórych coupe klasy wyższej.
Bez rewelacji wypada natomiast bagażnik. To jego kosztem powiększono kabinę pasażerską. Ma pojemność 326 l, co nie jest najlepszym wynikiem w tym segmencie. Opel Meriva jest w tej kategorii wyraźnie lepszy (o ok. 80 l).
Osiągi również nie dają podstawy ani do narzekania ani do zachwytu. Podobać może się natomiast niezłe wyciszenie jego odgłosów pracy i elastyczność. Jeśli ktoś lubi spokojną jazdę - to bez wątpienia propozycja godna polecenia.
Niewielkie zastrzeżenia budzi praca zawieszenia. Ford przyzwyczaił nas już do tego, że w tej kategorii prezentuje mistrzowską formę, więc bez uprzedzeń można skrytykować fakt, że odgłosy tłumienia nierówności są niezbyt dobrze wyciszone. Najwyraźniej prostej konstrukcji podwozia (z przodu układ McPherson, z tyłu belka skrętna) we znaki daje się spora masa auta. Z drugiej jednak strony warto w tym miejscu odnotować, że Ford proponuje nabywcom dwa rodzaje sprężyn - zwykłe, oraz utwardzone, obniżone. Pozwala to idealnie dopasować charakterystykę auta do swoich upodobań.
Podczas jazdy naprawdę nie odczuwa się, że B-Maxowi bliżej do Fiesty niż do Focusa. Mocno pochylona szyba przednia optycznie powiększa wnętrze. Szerokość samochodu jest jak najbardziej wystarczająca. Więcej niż przyzwoite jest także wyciszenie. Auto doskonale radzi sobie w mieście, a wysokie umiejscowienie foteli poprawia nastrój pasażerów, którzy utknęli w korku.
Z podstawowym silnikiem 1.4 auto nadaje się wyłącznie do spokojnej jazdy. Ewentualna podróż na wakacje przebiegać będzie zatem raczej prawym pasem.
Jak przystało na Forda, układ kierowniczy pracuje bez zarzutu, podobnie zresztą jak pedał sprzęgła i skrzynia biegów.
Najtańszy Ford B-Max kosztuje 58 900 zł (wersja Ambiente, pod maską ma opisywany silnik 1.4 o mocy 90 KM). Brakuje jej jednak klimatyzacji, co w tej klasie jest dyskwalifikującym niedopatrzeniem. Można ją dokupić za 4300 zł, lub - lepiej - wybrać odmianę trend za 63 400 zł. Oprócz "manualnej klimy" ma także przednie światła przeciwmgielne, sterowane elektrycznie i podgrzewane lusterka boczne, elektryczne sterowanie wszystkich bocznych szyb i szereg innych drobnych dodatków.
Testowany egzemplarz skonfigurowano "o oczko" wyżej, w pakiecie trend. Kosztował 69 200 zł. Na pokładzie ma m.in. automatyczną klimatyzację, światła do jazdy dziennej LED, kierunkowskazy w lusterkach. Za 3200 zł doposażono go w częściowe wykończenie foteli skórą, podgrzewanie foteli i przyciemnienie tylnych szyb. Dopłaty wymaga także prezentowany na zdjęciach szklany panoramiczny dach (kolejne 3 tys. zł).
B-Max to bez wątpienia bardzo ciekawy Ford i jeden z najciekawszych samochodów, które w ostatnim czasie pojawiły się na rynku. Trudno jednak jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: czy warto go kupić? W obecnej chwili auto ma bowiem bardzo groźnego konkurenta. Jest nim... nieco większy model C-Max, który dzięki aktualnej promocji jest droższy od B-Maxa zaledwie o 1000 zł. I bądź tu mądry człowieku...
Ciekawe, czy w najbliższej przyszłości C-Maxy zdrożeją na tyle, że B-Max w naturalny sposób stanie się atrakcyjny cenowo, czy może B-Max także zostanie objęty promocją, co uszczęśliwi cierpliwych nabywców, ale zdenerwuje tych, którzy do salonów udadzą się już teraz? Tego niestety oficjalnie nie wie nikt. A szkoda!
Silnik: benzynowy, czterocylindrowy, 1388 ccm
Osiągi: 0-100 km/h: 13,8 s
V max: 171 km/h
Spalanie w teście: 6,0-8,5 l/100 km
Moc max. 90 KM
Max mom.obr.: 128 Nm
Ceny:
Wersja podstawowa: 58 900 zł
Wersja opisywana trend: 69 200 zł
Jacek Ambrozik