Dwa samochody. Za jednym serce, za drugim rozum...

Dziś, w naszym cyklu samochodowych porównań, proponujemy pojazdy stojące na dwóch różnych krańcach świata motoryzacji.

Oba auta pochodzą z palety modelowej Nissana i stanowią prawdziwy popis kunsztu japońskich inżynierów.

Nissan leaf - pierwszy produkcyjny kompakt o napędzie elektrycznym - okrzyknięty został Europejskim i Światowym Samochodem Roku. Auto ma zasięg 160 km i pod względem prowadzenia czy oferowanej przestrzeni nie obiega od innych przedstawicieli segmentu C.

Oczywiście, 12 sekund do 100 km/h i prędkość maksymalna 140 km/h nie robią piorunującego wrażenia, ale trzeba przyznać, że - czy się to komuś podoba, czy nie - leaf jest kamieniem milowym w historii motoryzacji. Dzięki temu typu pojazdom inżynierowie na poważnie zajęli się rozwojem nowych źródeł napędu, a te są kluczową kwestią dla przyszłości samochodu. Pomijając bowiem dyskusyjne aspekty ekologiczne, nie sposób przeoczyć, że złoża ropy naftowej topnieją z dnia na dzień. Jeśli przed ich wyczerpaniem nie uda nam się opracować nowych technologii napędu aut, ludzkość cofnie się w rozwoju o dwa stulecia...

Reklama

Tuż obok leafa ustawiliśmy pojazd, który - mimo że do konstrukcji aut nie wznosi raczej nic nowego - wywołuje szybsze bicie serca u wielu fanów motoryzacji. To nissan 370Z w limitowanej serii GT.

Samochód zbudowano wg sprawdzonego przepisu - z przodu, pod maską, znalazł się potężny silnik V6 o mocy niemal 330 KM, napęd przenoszony jest na tylną oś. Osiągi 370Z robią wrażenie - dwuosobowe coupe przyspiesza do 100 km/h w zaledwie 5,3 s, prędkość maksymalna to ograniczone elektronicznie 250 km/h.

By stać się właścicielem leafa posiadać trzeba około 40 tys. dolarów. Samochód nie jest jednak jeszcze oferowany w Polsce. Do tej pory, w Europie znalazł 500 nabywców. Nieco łatwiej wejść w posiadanie sportowego 370Z. Wprawdzie jego ceny zaczynają się od ok. 180 tys. zł, ale bez problemu samochód zamówić można w polskim salonie.

Co ciekawe, mimo zadziornej, rasowej sylwetki 370Z, na drodze zdecydowanie większe zainteresowanie wzbudza leaf. Egzotyczne auto przyciąga wzrok innych kierowców, w czasie postoju nie sposób opędzić się od pytań.

370Z zapewnia jednak zdecydowanie większe emocje, jego prowadzenia na krętych drogach daje kierowcy większego kopa, niż mała czarna doprawiona amfetaminą i - podobnie jak ona - szybko uzależnia. Jak z każdą używką trzeba jednak uważać, po wyłączeniu kontroli trakcji zapanowanie nad stadem 330 koni, momentalnie zrywającym przyczepność tylnej osi wymaga sporych umiejętności.

Cóż - rozsądek podpowiada, że leaf może okazać się prawdziwym przełomem w historii samochodu, ale to na myśl o jeździe 370Z pocą się dłonie.

A wy, drodzy czytelnicy, mając do wydania circa 200 tys. zł, kierowalibyście się sercem, czy rozumem...?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy