Zakręt, znak, a potem sąd
Polacy nie pałają miłością do urzędników, urzędnicy uważają, że obywatele są dla nich, a nie odwrotnie, a sądy to najprostsze sprawy rozpatrują latami.
Zbierając te fakty w jedną całość łatwo dojść do wniosku, że państwo polskie funkcjonuje jeszcze tylko siłą inercji, za to hasło "państwo prawa" działa przeważnie tam, gdzie nie musi, lub wręcz nie powinno.
Sprawa była prosta. Po przebudowie drogi, jeden z zakrętów stał się niebezpieczny. W normalnym państwie jej projektant lub budowniczy trafiłby przed oblicze sądu, a profil zakrętu zostałby zmieniony. W Polsce, mimo tego, że z drogi wyleciało w tym samym miejscu sześć samochodów, obywatele nie mogli się doprosić nawet o znak ograniczenia prędkości. W tej sytuacji prezes Automobilklubu Chełmskiego (sprawa miała miejsce w okolicach tego miasta) własnymi siłami postawił znak ograniczający prędkość do 70 km/h.
- Od początku wiedziałem, że nie postępujemy zgodnie z prawem - mówił w listopadzie INTERIA.PL, prezes Automobilklubu Chełmskiego, Grzegorz Gorczyca. - Ale nie było innego sposobu. Potraktowaliśmy to nieco jak happening, które celem był nagłośnienie sprawy, a przez to zwiększenie bezpieczeństwa.
Happening odniósł skutek. Już drugiego dnia, znak zniknął, a kilka dni później pojawił się nowy, już legalny, ograniczający prędkość do 60 km/h a nawet barierki ochronne. Zaś prezes... został oskarżony przez Zarząd Dróg Powiatowych o nielegalne ustawienie znaku. Sprawa trafiła na policję, a stamtąd do sądu.
Sądy jak wiadomo są nierychliwe. Pierwsza (wszyscy mieli nadzieję, że jednocześnie będzie ostatnią) rozprawa odbyła się w połowie stycznia.
W jej trakcie zdążyłem przyznać się do stawianego mi zarzutu. Wyjaśniłem motywy kierujące moim postępowaniem. Na koniec powiedziałem, że zupełnie nie żałuję tego co zrobiłem i gdybym mógł się cofnąć do 11 września to moje działanie byłoby dokładnie takie samo. Obiecałem, że w przyszłości będę się starał działać zgodnie z prawem, jednak jeśli spotkam się z tak totalnym lekceważeniem bezpieczeństwa mieszkańców i użytkowników dróg oraz bezczynnością i arogancją odpowiedzialnych służb jak w tym przypadku to znowu będę musiał posunąć się do samowolnego działania. - wyjaśnił Grzegorz Gorczyca.
Co ciekawe jednak, sąd wyroku nie wydał, ale... odroczył rozprawę do 30 stycznia. Najwyraźniej dopiero po wyjaśnieniach oskarżonego doszedł do wniosku, że będzie musiał powołać tajemniczego świadka, o przesłuchanie którego nie wnioskował ani sam oskarżony, ani oskarżająca z urzędu policja...
A skoro sąd już tak dogłębnie przygląda się sprawie, to może powinien powołać biegłych, którzy ocenią, dlaczego po remoncie zakręt stał się niebezpieczny i czy odpowiada za to projektant czy też wykonawca...
Będziemy śledzić rozwój tej sprawy.