"Wszędzie krew, tylko krzyki i jęki". Fakty ws. tragicznego wypadku we włoskich Alpach

27-letni sprawca tragicznego wypadku w miejscowości Lutago w Valle Aurina w północnych Włoszech trafił do szpitala psychiatrycznego. W nocy - mając prawie 2 promile alkoholu we krwi - rozpędzonym audi uderzył w grupę niemieckiej młodzieży. Zabił sześć osób w wieku 20-21 lat, kolejne 10 ranił. Jak donoszą włoskie media, po wytrzeźwieniu, kiedy dotarło do niego, co się stało, 27-latek próbował odebrać sobie życie.

27-letni Stefan L. usiadł za kierownicą sportowego Audi TT mając 1,97 promila alkoholu we krwi. Pędził wąską, górską drogą. Kierowca autobusu, jadącego z przeciwnej strony zeznał, że mrugał do niego światłami, by zwolnił. Chwilę później doszło do tragedii.

Rozpędzone auto uderzyło w grupę 17 młodych ludzi - studentów z Niemiec, który przyjechali w góry na narty. O godzinie 1:00 w nocy wyszli z dyskoteki i byli w drodze do swojego hotelu. Na miejscu zginęło sześć osób w wieku od 20 i 21 lat. 10 kolejnych zostało rannych, w tym jedna ciężko.

Reklama

Zobaczyłem tylko w lusterku wstecznym, jak przelatują nad jezdnią - zeznał kierowca autobusu. Natychmiast zawróciłem, chwyciłem za apteczkę i pobiegłem. To było straszne. Wyglądało tak, jakby wybuchła tam bomba. Odrzuciło ludzi na 20 metrów, wszędzie była krew, tylko krzyki i jęki - relacjonował nocne wydarzenia kierowca autobusu.

Kierowca został aresztowany pod zarzutem zabójstwa drogowego. To nowe przestępstwo wpisane do Kodeksu Karnego we Włoszech. Grozi mu wieloletnie więzienie. Jak podaje "Die Neue Südtiroler Tageszeitung", powołując się na włoskie media, mężczyzna po wytrzeźwieniu - kiedy dotarł do niego ogrom tragedii - próbował odebrać sobie życie. Został przewieziony do szpitala psychiatrycznego.

Joanna Potocka

RMF24
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy