Wróci CPN? Włosy stają na głowie z przerażenia
Ośmioklasowa szkoła podstawowa, programy telewizyjne, które w młodości bawiły dzisiejszych sześćdziesięciolatków, wypowiedzi polityków jakby żywcem wyjęte z przemówień sprzed wielu, wielu lat... Wracamy do przeszłości, więc chyba nikogo nie zdziwiła zapowiedź wskrzeszenia marki CPN. Pojawiła się jakoś we wrześniu ubiegłego roku. PKN Orlen poinformował, że analizuje ten pomysł od strony biznesowej i marketingowej. I zapadła cisza. A szkoda...
Przedsiębiorstwo oznaczone skrótem CPN, czyli Centrala Produktów Naftowych, powstało w roku 1958. W grudniu 1995 r. zostało przekształcone w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa. W maju 1998 r. Rada Ministrów podjęła decyzję o połączeniu CPN SA oraz Petrochemii Płock SA. W ten sposób we wrześniu 1999 r. powstał Polski Koncern Naftowy SA, który 3 kwietnia 2000 r. przyjął obecną nazwę PKN Orlen. Tyle podana w telegraficznym skrócie historia, ale ileż kryje się za nią emocji i wspomnień...
Starszemu pokoleniu zmotoryzowanych Polaków słowo "Ce-Pe-eN" podsuwa obraz obskurnej, ciemnej, przesiąkniętej nieprzyjemnym zapachem stacji benzynowej, na której niepodzielnie rządzili dżentelmeni w mocno przybrudzonych, niebieskich drelichach. W okresie reglamentacji paliw płynnych od ich łaski, humoru i aktualnych potrzeb finansowych zależało, czy uda się nam napełnić bak w samochodzie ponad skromny, oficjalny przydział kartkowy. Nic dziwnego, że w latach 80. stanowisko pompiarza "na cepeenie" było równie pożądane, jak posada kierowniczki sklepu mięsnego. Kto miał w najbliższej rodzinie takiego farciarza, był życiowo ustawiony, a przynajmniej zawsze do pełna zatankowany. W Internecie można znaleźć sporo filmików, dokumentujących owe czasy.
Rok 1984. Dziennik Telewizyjny piętnuje niefrasobliwych kierowców, którzy do ostatniego dnia kwartału zwlekają z realizacją kartek na benzynę, co naraża ich na długie oczekiwanie w kolejkach przed dystrybutorami. "Tak będzie zawsze, dopóki nie nauczymy się planować i liczyć własny czas" - podsumowuje swoją relację reporter. Informując jednocześnie, że według zapewnień dyrekcji CPN benzyny nie powinno zabraknąć.
Rok 1988. DTV informuje, że od 1 lipca na 64 wybranych stacjach pojawi się benzyna sprzedawana poza systemem reglamentacji. Litr tej lepszej, ET 94, będzie kosztować 300 zł. Przedstawiciel CPN mówi przed kamerą, że celem tej inicjatywy jest wysondowanie popytu. Wraz z wprowadzeniem benzyny oferowanej po tzw. cenach komercyjnych zostały obniżone jej standardowe przydziały, w przypadku taksówkarzy - o 10 proc.
Rok 1989. Ponownie DTV. Listopad, kilka miesięcy po pamiętnych czerwcowych wyborach parlamentarnych i utworzeniu rządu Tadeusza Mazowieckiego. Do portu w Gdańsku lada chwila ma zawinąć turecki tankowiec, który wiezie dla nas 140 tysięcy ton ropy naftowej, rafinerie pracują pełną parą, tymczasem w Polsce wciąż odczuwa się dotkliwe braki benzyny. "Na paliwo trzeba polować, a gdy już jest, to znika w mgnieniu oka".
W Trójmieście i Poznaniu kierowcy czekają godzinami na pojawienie się cysterny z nową dostawą. Na tle reszty kraju stosunkowo nieźle wygląda sytuacja w Opolu. "Odrobina uzasadnionego zaufania do CPN-u potrafi czynić cuda" - komentuje dziennikarz, choć prawdę mówiąc trudno zrozumieć, co ma zaufanie do zaopatrzenia w paliwo. W sprawie rzekomej dyskryminacji Dolnego Śląska w polityce dystrybucyjnej CPN interpelowali w Sejmie miejscowi posłowie. W Warszawie "aby napełnić bak trzeba mieć dużo szczęścia i czasu".
W Krakowie "na niektórych stacjach sprzedaż żółtej benzyny kończy się przed godzinami urzędowania". Tak, tak... W tamtych czasach stacje benzynowe bardziej "urzędowały" niż prowadziły normalny handel. Według oficjalnych wyjaśnień powodem problemów z paliwem była zbyt mała produkcja krajowa, brak dewiz na jego import "z drugiego obszaru płatniczego" (czyli państw kapitalistycznych) oraz szybki rozwój motoryzacji. Co roku w kraju przybywało 400 tysięcy prywatnych samochodów. Ministerstwo Przemysłu zachęcało firmy zagraniczne, by "weszły na nasz rynek z własną benzyną, sprowadzoną przez własny transport".
Ech, łza się w oku kręci... A właściwie to włosy stają na głowie z przerażenia. Trzeba mieć nadzieję, że reaktywowanie marki CPN nie będzie łączyło się z pełnym odtworzeniem realiów schyłkowego PRL. Sam pomysł nie jest natomiast zły. Cepeen to bowiem jedno z tych określeń, które zadomowiło się języku polskim, stając się powszechnie używaną nazwą ogółu stacji benzynowych, niezależnie od ich szyldów. Podobnie jak dżip w odniesieniu do samochodów terenowych czy adidas jako synonim wszystkich sportowych butów. Jeszcze w czasach wojny w dawnej Jugosławii ówczesny prezydent RP Lech Wałęsa radził, aby walczącym na Bałkanach stronom "zbombardować cepeeny", pozbawiając w ten sposób paliwa. Niewiele trzeba, aby CPN odżył nie tylko w naszym krajobrazie, ale i w potocznej polszczyźnie. Szkoda byłoby zmarnować taki potencjał.
Sieć stacji typu vintage mogłaby się przyjąć i stanowić pewnego rodzaju ewenement na skalę europejską. Projektanci mody już powinni zacząć pracować nad ubiorami obsługi, a spece od form przemysłowych nad wystrojem owych placówek. To nie będzie trudne. Nie ma mowy przecież o żadnych sklepach, barkach kawowych czy automatycznych myjniach samochodowych. Będzie prosto i przaśnie. Rzecz jasna nie wszystko da się w pełni odtworzyć. Choćby gatunki i parametry paliw. Dzisiaj sprzedaje się benzynę bezołowiową, do tego o innych niż kiedyś liczbach oktanowych, więc dystrybutory z napisem "Etylina 94" nie mają sensu. Ale to przecież mało istotny szczegół...