Właściciel zabetonowanego auta przechytrzył służby. Teraz go już nie znajdą?
Najbardziej obecnie znany samochód w Polsce, będący nową atrakcją turystyczną Łodzi, zwany też "pomnikiem nieudolności"... zniknął. Została po nim tylko dziura w betonie, ślady wskazujące na sposób ucieczki oraz zdezorientowane służby i urzędnicy.
Przypomnijmy, że sprawa nabrała rozgłosu, kiedy w internecie pojawiły się zdjęcia oraz nagrania, pokazujące samochód stojący na remontowanej ulicy, którego właściciel nie przeparkował na czas. Wezwana na miejsce straż miejska zostawiła tylko coś za wycieraczką pojazdu (najprawdopodobniej wezwanie dla właściciela do złożenia wyjaśnień na komendzie) i odjechała. Drogowcy tymczasem musieli rozpocząć wylewanie betonu.
I beton wylali, wcześniej tylko odgradzając samochód tak, by beton nie dostał się do niego. Przykryli też pojazd folią, aby przypadkowy odprysk betonu nie wylądował na karoserii. Po skończonej pracy, "odbezpieczyli" auto i zostawili je w otoczonej betonem dziurze. Zdjęcia stojącego tak samochodu zdobywały coraz większą popularność, a mieszkańcy Łodzi zaczęli odwiedzać to miejsce, traktując jak nową atrakcję turystyczną w swoim mieście.
Dlaczego nikt nie zadbał o usunięcie tego samochodu przed rozpoczęciem remontu ulicy? Nie próbował się skontaktować z właścicielem, ani nie odholował pojazdu? Dlaczego nie odholowano go, kiedy na miejsce przybyli drogowcy i musieli zacząć pracę? Na te pytania póki co odpowiedzi brak.
Co do tego, że nic się nie stało i auto stojące w betonowej dziurze remontowanej drogi w niczym nie przeszkadza, przekonywał Paweł Śpiechowicz, specjalista ds. komunikacji w Urzędzie Miasta Łodzi w rozmowie z Polsat News:
Śpiechowicz zapewnił jednocześnie, że teraz właściciel pojazdu nic już nie może zrobić. Może tylko czekać na odholowanie i sowity rachunek:
Można zadać pytanie, dlaczego dopiero w poniedziałek i czy to naprawdę jest pierwszy najbliższy termin, kiedy służby miejskie są w stanie cokolwiek zrobić w tej sprawie. Najwyraźniej jednak urzędnicy byli pewni swego.
Życie pokazało jednak, że owa pewność była zdecydowanie przedwczesna. Dzisiaj okazało się, że samochód zniknął. Najprawdopodobniej właściciel zwyczajnie odjechał nim pod osłoną nocy. Co prawda poziom betonu wydawał się bardzo wysoki jak na możliwości Sciona xB, ale jego właściciel wykorzystał podkłady pod ogrodzenie placu budowy, dzięki którym bez problemu mógł wydostać się z pułapki.
Pozostaje więc pytanie o ciąg dalszy sprawy. Mając numer rejestracyjny pojazdu policja lub straż miejska powinna móc natychmiast sprawdzić w CEPiK-u, kto jest właścicielem Sciona i gdzie mieszka. Najwyraźniej jednak okazało się to nie takie proste. Sam właściciel, jak można się domyślać w pełni świadom jakie zamieszanie spowodował, raczej nie będzię chętny do odbierania wezwań na komendę.
Nie wiemy też, co obecnie tak naprawdę mu grozi. Paweł Śpiechowicz jeszcze w niedzielę rano (nie wiedząc, że auto już zniknęło), zapewniał o obciążeniu właściciela Sciona kosztami akcji. Tylko żadnej akcji odholowania i umieszczenia na parkingu łódzkiego Zarządu Dróg i Transportu nie było. Czy sprawca całego zamieszania może dostać mandat za złe parkowanie? Albo być obciążony dodatkowymi kosztami remontu, wynikającymi z konieczności zabezpieczenia pojazdu przez drogowców oraz tego, że muszą teraz ponownie przyjechać i załatać dziurę? Te pytania pozostają otwarte.
Mieszkańcom Łodzi pozostaną tylko wspomnienia (chociaż niektórzy już postulują aby ustawić w tym miejscu "Łódzki Pomnik Nieudolności Rewitalizacyjnej"), a nam wszystkim memy, których powstało już naprawdę sporo.