Widzisz, że auto z przeciwka się zatrzymuje? Zwolnij. Oto dlaczego
Kierująca Nissanem nie zauważyła znajdującego się na środku przejścia pieszego, a pieszy nie zauważył jadącego w jego stronę pojazdu. Kwestia odpowiedzialności prawnej nie pozostawia wątpliwości, ale sam wypadek, jaki miał miejsce w Sosnowcu, każe się poważnie zastanowić nad serwowaną ostatnio narracją dotyczącą przejść dla pieszych.
Spis treści:
Opinia publiczna żyła ostatnio wyrokiem sądu apelacyjnego w Warszawie dotyczącego głośnego wypadku, do jakiego doszło w 2019 roku na przejściu dla pieszych na ulicy Sokratesa. Przypomnijmy, rozpędzone do 126 km/h BMW (w obszarze zabudowanym!) śmiertelnie potrąciło mężczyznę, który wraz z rodziną przechodził przez oznakowane przejście dla pieszych.
Sąd apelacyjny nie miał wątpliwości co do tego, że pełną winę za tragedię ponosi kierowca BMW. Ostatecznie jednak obniżył wyrok z 7 lat i 10 miesięcy pozbawienia wolności do 7 lat i 6 miesięcy, bo doszukał się również pewnych nieprawidłowości w zachowaniu samego pieszego.
Argumentacja sądu oburzyła wielu internautów, ale ci nie analizowali przecież dokumentacji procesowej i opinii biegłych. Ostatecznie sąd wskazał jedynie, że pieszy - co bezpośrednio wynika z prawa o ruchu drogowym - powinien zachować wzmożoną ostrożność przez cały okres korzystania z przejścia, a nie jedynie w momencie wkraczania na pasy.
Podsumowując, sąd nie zakwestionował winy kierowcy. Zwrócił jedynie uwagę na to, że każdy z uczestników ruchu drogowego ma swoje prawa, ale też wynikające wprost z kodeksu drogowego obowiązki.
Wyrok z walorem edukacyjnym
Wyrok ma więc pewien walor edukacyjny, bo głoszona powszechnie narracja o tym, że na drodze czy przejściu "mamy prawo czuć się bezpiecznie", stoi przecież w jaskrawej sprzeczności z fundamentalnymi zasadami kodeksu drogowego, jak chociażby zasadą ograniczonego zaufania. Mówiąc prościej, mamy "moralne" prawo czuć się bezpiecznie, ale z punktu widzenia samego prawa to absolutnie niedopuszczalne. Jak to możliwe?
W ostatecznym rozrachunku, patrząc przez pryzmat bezpieczeństwa drogowego jako systemu, nie chodzi przecież o to, kto ponosi prawną odpowiedzialność za konkretne zdarzenie, lecz o to, by do tragedii w ogóle nie dochodziło. Narracja o tym, że na drodze czy przejściu mamy się czuć bezpiecznie, jest szalenie niebezpieczna, bo tępi zmysły, a wkraczając na jezdnię, czy to w charakterze kierowcy, czy też pieszego, trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte.
Kolejny dramat na przejściu dla pieszych. Winny kierowca. Tylko co to zmienia?
Argumentację warszawskiego sądu łatwiej zrozumieć przyglądając się chociażby nagraniu, które ukazuje wypadek, do jakiego doszło na jednym z przejść dla pieszych w Sosnowcu.
"Zdarzenie miało miejsce na Alei Mireckiego, około godziny 20:50. 26-latka kierująca Nissanem Micrą najechała na 42-letniego pieszego znającego się na przejściu. Mężczyzna trafił do szpitala - poinformowała Interię mł. asp. Katarzyna Cypel-Dąbrowska z Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu.
Z prawnego punktu widzenia wina kierującej Micrą nie pozostawia nawet cienia wątpliwości. Zbliżając się do oznakowanego przejścia dla pieszych kobieta powinna zachować szczególną ostrożność i udzielić pierwszeństwa znajdującym się na nim osobom. Stało się jednak inaczej. Z nagrania wynika, że nie podjęła nawet próby hamowania, co oznacza, że w ogóle nie zauważyła korzystającego z przejścia pieszego.
Dlaczego? Złożyło się na to szereg czynników, ale dla większości kierowców sprawa jest jasna. Wieczór, mżawka i światła pojazdów jadących z przeciwka zdecydowanie nie są warunkami sprzyjającymi bezpieczeństwu. Jeśli dodamy do tego jeszcze starą, porysowaną szybę czy "mażące" wycieraczki prawdopodobieństwo kolizji dramatycznie rośnie.
W tym konkretnym przypadku kierująca mogła dostrzec jedynie cień pieszego przechodzącego przed światłami stojącego samochodu. Pieszego dostrzec nie mogła, ale powinno ją zastanowić, dlaczego ten samochód z przeciwka stoi. Niestety, nie zastanowiło.
Podkreślę to raz jeszcze, wina kierującej nie budzi najmniejszych wątpliwości. Doświadczony kierowca powinien dostosować prędkość do warunków, a zbliżając się do przejścia dla pieszych, "zachować szczególną ostrożność". To jasne i nie podlegające dyskusji. Tyle tylko, że nie każdy kierowca może się pochwalić takim samym:
- doświadczeniem,
- czasem reakcji,
- zdolnością przewidywania
- stanem zdrowia.
Nie wierz kaznodziejom BRD - myśl za siebie i za innych
Wypada więc pochylić się również nad zachowaniem samego pieszego, który przechodził przez przejście w ciemnym ubraniu i z zaciągniętym na głowę kapturem. Powtarzam, nie jest on w żadnej mierze winnym tragicznego zdarzenia, ale zastosowanie się do zasad ograniczonego zaufania i zachowania szczególnej ostrożności najpewniej oszczędziłoby mu długich tygodni rekonwalescencji. Mówiąc wprost, obserwując otoczenie byłby w stanie zauważyć i naprawić błąd kierującej.
Tak, ja też uważam, że konieczność ucieczki z przejścia dla pieszych to skandal, ale dokładnie takie działanie nakazuje nam instynkt samozachowawczy. Właśnie z tego powodu w argumentacji sądu apelacyjnego w Warszawie, o której wspomniałem na początku, mocno zaakcentowano kwestię zachowania szczególnej ostrożności przez cały okres przechodzenia przez przejście, a nie tylko w momencie wchodzenia na "zebrę". I nie ma tu mowy o "wybielaniu" winy kierowcy czy, modnym wśród aktywistów, terminie "wiktimizacji" pieszego.
Stosowanie się wszystkich uczestników ruchu do zasad ograniczonego zaufania i zachowania szczególnej ostrożności jest po prostu fundamentem sprawnego funkcjonowania całego systemu BRD. Nie ma tu miejsca na kwestie moralne i światopoglądowe - ktoś zawsze może się pomylić, a naszym obowiązkiem czy to jako kierowcy, czy niechronionego uczestnika ruchu drogowego, jest brać pod uwagę taką ewentualność na każdym kroku, nawet w całkiem dosłownym znaczeniu tego słowa.
***