TIRy na autostradę
Do kolejnego karambolu na krajowej drodze E-40 Kraków-Olkusz-Katowice doszło w ostatni weekend tuż przed południem w Białym Kościele, kilkanaście kilometrów od Krakowa. W zdarzeniu uczestniczyło pięć samochodów, trzy ciężarowe i dwa osobowe. Najbardziej poszkodowany został Zygmunt K., kierowca malucha, który dostał się w szpony TIR-ów.
Jadąc od strony Krakowa, kierowca fiata 126p zgodnie z przepisami drogowymi zasygnalizował zamiar skrętu w lewo na rodzinną działkę i ustawił się przy osi jezdni. Zauważył to podążający za nim kierowca TIR-a, po czym zaczął wymijać go z prawej strony po szerokim poboczu. Jadący z tyłu kierowca kolejnej ciężarówki, potraktował ten manewr jako chęć ustąpienia mu drogi, po czym brawurowo zaczął wyprzedzanie poprzednika, nie widząc usiłującego skręcić w lewo fiata. W ostatniej chwili spróbował wedrzeć się między dwa samochody, na trzeciego, w efekcie uderzając w malucha, który nie miał szans - został wyrzucony prosto pod koła nadjeżdżającego z naprzeciwka trzeciego TIR-a. Wyrwany z fiata niczym serce silnik zahaczył o spód trzeciej ciężarówki, powodując uszkodzenie jej podwozia i hamulców. TIR z ogromnym impetem wpadł na drugą stronę szosy i uderzył w nadjeżdżającego od strony Krakowa poloneza.
Między trzema ciężarówkami
Naoczni świadkowie zdarzenia z przerażeniem zobaczyli malucha masakrowanego przez wielkie samochody ciężarowe. W strzępie samochodu znaleziono cudem ocalałego kierowcę. Sprawnie zaczęto udzielać mu pierwszej pomocy. W jej trakcie okazało się jednak, że ofiara wypadku odniosła rany głowy, ma zmiażdżoną rękę i... poodcinane palce. Zygmunt K., bezwypadkowy wieloletni kierowca ciężarówki, tuż przed emeryturą został okaleczony przez "kolegę po fachu"... Czy uda mu się odratować rękę, nie wiadomo, choć chirurdzy ze szpitala im. L. Rydygiera robią wszystko, co mogą. Prowadzący poloneza doznał obrażeń głowy. Po wypadku wybiegł z samochodu, krzycząc do sprawcy zdarzenia: "Nie po to kończyłem studia, byś mnie zabił!".
Życie za 20 złotych
Zdenerwowani byli też kierowcy czekający w kilkukilometrowym korku aż policja i straż zabezpieczą teren i usuną blokujące drogę olbrzymie ciężarówki. Stało się to dopiero po trzech godzinach. Jest nadzieja, że po tych doświadczeniach chociaż część kierowców zniechęci się do trasy E-40 i wybierze bardziej odpowiednią dla nich - autostradę. Przypomnijmy, że od czasu wprowadzenia na trasie A-4 opłat (22 zł dla samochodów ciężarowych), wielu kierowców TIR-ów (może większość?) przerzuciło się na bezpłatną drogę przez Olkusz. Pytanie, czy taka suma, rzeczywiście może zubożyć bogate firmy spedycyjne, wysyłające swe towary na dalekie trasy? I pytanie drugie, czy nie należałoby prawnie ograniczyć możliwości przejazdu takich właśnie pojazdów przez drogi, mające alternatywę bezpieczniejszą dla ludzi i dla środowiska?
Anty-promocja turystycznego regionu
Warto wspomnieć, że trasa wiedzie przez najpiękniejsze tereny Wyżyny Krakowskiej. Niedaleko niej znajdują się wspaniałe jaskinie, choćby wspomnieć wszystkim znane: Wierzchowską, Nietoperzową czy Grotę Łokietka, znajdującą się na terenie oddalonego o 3 km od Białego Kościoła - Ojcowskiego Parku Narodowego. Od niej odchodzą szlaki turystyczne, prowadzące do parku, Ojcowa, Pieskowej Skały i Doliny Prądnika. Pozwalanie TIR-om na tranzyt przez te rejony trudno nazwać turystyczną promocją tych wspaniałych okolic Krakowa.
Rowerem do Ojcowa?
O tragicznych zdarzeniach na drodze opowiadają chętnie dzieci z Białego Kościoła. Kilka tygodni temu młody rowerzysta, zdmuchnięty niejako powietrzem przejeżdżających samochodów, zjechał z pobocza w gromadkę ludzi, raniąc staruszkę oraz, jeszcze bardziej dotkliwie, samego siebie. Zmasakrowany rower był smutną pamiątką po studencie, którego w stanie nieprzytomności zabrała karetka. Pewne jest, że drogę na Ojców i Olkusz rowerzyści muszą wykreślić ze swoich map. Jednośladowcom doprawdy trudno rywalizować na drodze z ważącymi kilkadziesiąt ton ciężarówkami. Na poboczu zaś mogą stanowić zagrożenie dla pieszych, nie mających do swej dyspozycji chodnika.
Teren niezabudowany?
Teren oznaczony jako niezabudowany ma domy gęsto usiane przy drodze (co 25 m). We wszystkich, nawet tych zaopatrzonych w dźwiękoszczelne okna, szyby drżą, jakby codziennie jeździły tędy czołgi. Mimo poszukiwań, nie odnalazłam na trasie znaków, ograniczających w jakiś wyjątkowy sposób prędkość, pasów zwalniających tempo rozpędzonych wehikułów, czy świateł umożliwiających mieszkańcom, zwłaszcza dzieciom, przechodzenie na drugą stronę szosy. Idąc taką drogą, popychane "wiatrem" ciężarówek, nie mają pewności, czy uda im się bezpiecznie pokonać trasę szkoła - dom.
"Autostrada" w samym środku wsi. Dla wielu bezpłatna, wielu - kosztująca zdrowie lub życie.
MaK