Tesla wstrzymuje produkcje aut w Europie. Takich problemów się nie spodziewali
Tesla wstrzymuje produkcję samochodów w europejskiej fabryce Giga Berlin. Powodem jest kryzys na Morzu Czerwonym wywołany atakami Huti na statki przepływające przez Zatokę Adeńską. To zły prognostyk na nowy rok dla europejskich producentów pojazdów.
W salonach pojawiły się ostatnio dawno zapomniane wyprzedaże rocznika, co sugeruje, że problemy z dostępnością półprzewodników odeszły w zapomnienie, a na europejski rynek motoryzacyjny wraca normalność. Niestety, napięta sytuacja międzynarodowa sprawia, że planowanie sprzedaży i prognozowanie dostępności nowych aut w najbliższych miesiącach przypomina dziś wróżenie z fusów.
Za przykład posłużyć może fabryka Tesli Giga Berlin, która w najbliższym czasie zatrzyma swoje linie produkcyjne aż na dwa tygodnie. Przerwa w działaniu zakładu rozpocznie się już 29 stycznia i potrwa przynajmniej do 11 lutego. To efekt niedoboru komponentów do produkcji powstającej pod Berlinem Tesli Model Y.
Producent nie informuje, jakie konkretnie podzespoły nie trafią na czas do europejskiej fabryki. Można się jedynie domyślać, że chodzi o produkowane w Chinach pakiety baterii. Te - najprawdopodobniej - utknęły w ładowniach frachtowców, których załogi zmuszone zostały do zmiany sowich tras żeglugowych do Europy. To efekt trwających od grudnia ataków członków plemienia Huti na statki poruszające się po Morzu Czerwonym i Zatoce Adeńskiej.
Ataki na statki przepływające przez Morze Czerwone w drodze z Chin do Europy rozpoczęły się w grudniu. Sytuacja łączona jest z rozprzestrzenianiem się konfliktu w Gazie. Początkowo ataki Huti, mających swe bazy na terenie Jemenu, wymierzone były w statki zmierzające do izraelskich portów. Przedstawiciele Huti, rdzenni Arabowie, głoszą głównie hasła religijne, a ich walka ma na celu przeciwstawienie się amerykańskiej i izraelskiej dominacji w regionie. Amerykański wywiad nie ma wątpliwości, że za wzmożoną aktywnością Huti stoi wsparcie ze strony Iranu.
Z uwagi na groźbę ataku znaczna część operatorów logistycznych zdecydowała się na zmianę trasy swoich statków i omijanie Zatoki Adeńskiej. Scenariusz utraty frachtu stał się bardzo realny po tym, gdy 9 stycznia do ataków na statku użyte zostały wojskowe drony i trzy rakiety przeciwokrętowe. Ze względu na konieczność omijania Kanału Sueskiego i opływania Afryki (wokół Przylądka Dobrej Nadziei) przeciętny czas transportu z Chin do Europy Północnej wydłużył aż o 10 dni, a koszty takiego przedsięwzięcia wzrosły o około 1 milion dolarów na frachcie.
Narastające ataki na statki skłoniły wreszcie USA i Wielką Brytanię do odpowiedzi. W nocy z czwartku na sobotę zostały zaatakowane cele w Jemenie, w ataku użyto lotnictwa oraz rakiet Tomahawk. W piątek Centralne Dowództwo USA (CENTCOM) podało, że celem były węzły dowodzenia i kontroli, składy amunicji, wyrzutnie, zakłady produkcyjne oraz radary obrony powietrznej.
Mimo zdecydowanej reakcji ze strony amerykańskich i brytyjskich wojskowych operatorzy logistyczni prognozują, że sytuacja w regionie Morza Czerwonego pozostanie niestabilna przez długi czas, co w konsekwencji może się odbić na wielu gałęziach europejskiej gospodarki. Przykładowo - oprócz branży motoryzacyjnej - opóźnień w dostawach spodziewa się np. szwedzka Ikea.