Taksówki w jednym kolorze!
Z czego słynie Nowy Jork? Z wielu rzeczy, między innymi także ze swoich żółtych taksówek. Kiedyś ten kolor wynikał ze zwyczaju, z czasem został usankcjonowany przez prawo.
W Niemczech typowa taksówka to mercedes w kolorze kremowym, czy też - zdania są tu podzielone - budyniowym. Również władze wielu innych państw i miast dbają o to, by jeżdżące po ich drogach taksówki odróżniały się wyraźnie od pozostałych samochodów. Przykładem niech tu będzie choćby Barcelona, gdzie wszystkie "taxi" mają ciemne karoserie i odcinające się od nich żółte drzwi.
Ujednolicenie barw taksówek i gwarantuje ich rozpoznawalność, a klientowi daje poczucie bezpieczeństwa. Wsiadając to takiego pojazdu wiesz, czego możesz się spodziewać.
To, co od lat funkcjonuje z powodzeniem w USA, kraju uchodzącym za symbol nieskrępowanej konkurencji, w Polsce, rzekomo rządzonej twardą ręką przez biurokratów, jest kompletnie nieosiągalne.
Owszem, zdarzają się wyjątki, jednak normę stanowi brak jakichkolwiek norm, co sprzyja najróżniejszym kombinatorom. Szczególnie ryzykowne jest łapanie taksówki na ulicy. Można trafić na uczciwego "taryfiarza", ale także na sprytnego wolnego strzelca, który oznakował swój wóz w sposób, sugerujący przynależność do wzbudzającej zaufanie korporacji, lecz stosuje własne, wygórowane stawki za przejazd. Można wsiąść do taniej pseudotaksówki, świadczącej usługi "przewozu osób", lecz można mieć też pecha i skorzystać z usług kogoś takiego, jak sławny już na cały kraj krakowianin, który za kurs kosztujący normalnie 18 zł, kasował dziesięć razy więcej, twierdząc, że u niego, zgodnie z indywidualnym cennikiem, za "trzaśnięcie drzwiami" płaci się 50 zł, a za przejechanie jednego kilometra - 60 zł.
Gdyby wszystkie taksówki w jednym mieście, a przynajmniej w tej samej firmie transportowej, musiały mieć identyczny kolor, życie naciągaczy i oszustów byłoby znacznie trudniejsze. Dlaczego nie wprowadzimy takiego wymogu? Na takie pytanie pada zwykle odpowiedź, że kłóciłoby się to z ideą wolnego rynku.
Prawda leży jednak gdzie indziej. Po prostu nasi taksówkarze bardzo rzadko kupują nowe samochody. Drogie, przeładowane elektroniką, kosztowne w eksploatacji. Zazwyczaj szukają okazji, polując na auta, dające się łatwo przestawić na gaz, marek uznawanych za niezawodne, modeli starszej generacji, sprawdzonych i nieskomplikowanych w obsłudze. I jak tu jeszcze żądać, aby były to pojazdy w jednym, z góry narzuconym kolorze.
Jasne, zawsze można taki wóz przelakierować lub nakleić specjalną folię, ale w wielu wypadkach oznaczałoby to podwojenie jego wartości.
Zresztą, wyspecjalizowane pojazdy służące wyłącznie do wożenia pasażerów mają jeszcze inną, niebagatelną zaletę - zapewniają taksówkarzowi bezpieczeństwo. W samochodach takich kierowca jest bowiem trwale oddzielony od części pasażerskiej, dzięki czemu nie dochodzi do często kończących się tragicznie napadów.
Jedyną szansę na zmianę obecnej sytuacji dałaby inicjatywa samych korporacji, które, w chęci jednoznacznego odróżnienia się od konkurencji, przyjmowałyby wyłącznie kierowców, dysponujących samochodami określonego koloru. Chcesz bracie jeździć w naszych barwach, to postaraj się, aby były to rzeczywiście n a s z e barwy.
Nie jest to nierealne, czego przykładem MPT w Warszawie, gdzie chyba większość taksówek, jeżeli nie wszystkie, to auta w kolorze białym.
Jak widać - wystarczy tylko chcieć.
Zobacz, jak wyglądają taksówki w różnych miastach na całym świecie.