Supersuv z Rosji?

Trzeba przyznać, że Rosjanie potrafią konsekwentnie dążyć do celu. Gdy w 2007 roku u naszych wschodnich sąsiadów powołano do życia markę Marussia, większość dziennikarzy motoryzacyjnych nie dawała jej żadnych szans na przetrwanie.

Marussia F2
Marussia F2Informacja prasowa (moto)

Inicjatorem powstania firmy był znany rosyjski aktor, piosenkarz i miłośnik wyścigów samochodowych (mistrz serii FIA N-GT) Mikołaj Fomenko. Głównym zadaniem Marussi miało być opracowanie rosyjskiego supersamochodu, który stałby się modnym dodatkiem do willi przy "Rublówce".

Pierwsze auto z logiem rosyjskiej firmy - model B1 - zadebiutowało 16 grudnia 2008 roku na wystawie w Moskwie.

Chociaż pojazd cieszył się sporym zainteresowaniem mediów, był wolniejszy od setek gapiów, które przyszły go oglądać. Producent zaprezentował bowiem nadwozie, bez silnika - wówczas nie było jeszcze pewne, kto miałby dostarczać Rosjanom jednostki napędowe. Wybór padł w końcu na kultowe 3,5-litrowe V6 produkcji Nissana (znane z modelu 350Z). Z silnika zmodyfikowanego nieco przez Coswortha wykrzesano 300 KM i 330 Nm. Od tej chwili model B1 mógł się pochwalić przyspieszeniem do 100 km/h w 5 sekund i prędkością maksymalna 250 km/h.

Marussia B1 na filmie:

We wrześniu ubiegłego roku na salonie samochodowym we Frankfurcie Rosjanie zaprezentowali zmodyfikowaną wersję swojego pojazdu - model B2. Chociaż z technicznego punktu widzenia B1 i B2 niewiele się od siebie różnią, nowe auto otrzymało zupełnie inną karoserię. Popracowano również nad silnikiem - klient decydujący się na B2 mógł zamówić samochód w wersji o mocy 420 KM. Marussia B2 w takiej specyfikacji potrafi rozpędzić się do 100 km/h w 3,2 sekundy.

Informacja prasowa (moto)

Trudno powiedzieć, czy samochody Marussi cieszą się w Rosji powodzeniem - firma nie chwali się wynikami sprzedaży. Nie szczędzi jednak środków na promocję. Silniki sygnowane jej logiem (mimo że powstają w zakładach Coswortha) napędzają bolidy Virgin F1. Szacuje się, że taki zabieg kosztował Marussię aż 3 miliony dolarów. Połowa tej sumy zasiliła konto zespołu Virgin F1, drugą połowę otrzymał Cosworth za rezygnacje z umieszczenia na silnikach swojej nazwy.

Wojenno tajne, spec znaczenia

Okazuje się jednak, ze Rosjanie z Marussi nie mają wcale zamiaru poprzestać na budowanie samochodów o sportowym zacięciu. 11 maja na targach CSTB w Moskwie, przedstawiciele firmy zaprezentowali model o nazwie F2. Tym razem nie jest to jednak kolejna wariacja na temat wykorzystującego te same podzespoły dwudrzwiowego coupe, ale zupełnie nowe, zaprojektowane od podstaw auto typu SUV.

Przedstawiciele Marussi twierdzą, że F2 jest "praktycznym samochodem dla praktycznych ludzi". Auto stworzono nie tylko z myślą o indywidualnych nabywcach. Firma nie ukrywa, że liczy na zamówienia służb państwowych - pojazd zaprojektowano bowiem w taki sposób, by można go było łatwo dostosować dla potrzeb wojska, straży pożarnej czy służb bezpieczeństwa.

Informacja prasowa (moto)

W kompletnie wyposażonym wnętrzu odnajdziemy m.in. niezłej klasy sprzęt audio oraz nowy system multimedialny obejmujący m.in. nawigację satelitarną, wyświetlacze ciekłokrystaliczne pełniące funkcję telewizorów, bluetooth czy łącze internetowe obsługujące np. Skype'a.

Rosjanie nie zdradzili żadnych danych technicznych modelu F2. Nie wiadomo więc, jaki silnik zastosowano do jego napędu (o ile w ogóle jakikolwiek zastosowano...), nie wiadomo również czy auto dysponuje stałym napędem na obie osie. Osiągi pojazdu - przynajmniej na razie - są więc "wojenno tajne, spec znaczenia".

Informacja prasowa (moto)

Sądząc jednak po takich "detalach", jak np. brak lusterek zewnętrznych, można twierdzić, że auto jest na razie statyczną wizją pojazdu przyszłości, chociaż Rosjanie zarzekają się, że produkcja uruchomiona zostanie w najbliższym czasie. Trudno się jednak spodziewać, by jeżdżące egzemplarze pojawiły się na drogach szybciej niż w przyszłym roku. Mimo tego, trzeba przyznać, że Marussia nie przestaje zaskakiwać. Marka, która w opinii wielu nie miała prawa przetrwać roku, zaprezentowała właśnie swój trzeci model.

Łada jak Lenin?

Wiele wskazuje na to, że kryzys ekonomiczny, chociaż w znacznym stopniu wpłynął na funkcjonowanie rosyjskich producentów, nie zakończy kariery żadnego z nich. Najnowsze doniesienia z Rosji wskazują bowiem, że dzięki wprowadzonej przez tamtejszy rząd akcji dopłat do samochodów nowych oraz pomocy koncernu Renault, z klęczek podnosi się również Łada.

Zarząd firmy ogłosił niedawno, że z pomocą Francuzów, ma zamiar wyjść ze swoimi samochodami również poza granicę Rosji. Łada chce odbudować swoje dobre imię również w krajach europejskich. Firma, która przez ostatnie dwa lata stała na krawędzi bankructwa, zamierza teraz zwiększyć eksport.

W latach 2012-2015 pojazdy tej marki (wyposażone w część podzespołów sygnowanych logiem Renault) znów pojawić się mają na wielu europejskich rynkach. Rosjanie chcą "zalać" Europę tanimi autami "klasy B", zanim jeszcze uczynią to Chińczycy... Łada nie wyklucza też stworzenia kilku nowych pojazdów, które miałyby powstawać przy wykorzystaniu linii montażowych dawnych modeli Renault (podobny zabieg wykonał niedawno Seat uruchamiając produkcję modelu exeo, w oparciu o linię produkcyjną poprzedniej generacji audi A4).

Również inny znany producent - GAZ - radzi sobie obecnie nie najgorzej. Od 2008 roku pod marką Wołga w fabryce Gorkiego w Niżnym Nowogrodzie produkowany jest model o nazwie siber. Samochód bazuje na licencji zakupionej przez Rosjan od Chryslera i jest w zasadzie nieco tylko zmodyfikowaną poprzednią wersją sebringa. Auto z 2,4-litrowym silnikiem o mocy 143 KM, które kosztuje w Rosji 496 200 rubli (około 52 tys. zł) objęte jest trzyletnią gwarancją limitowaną przebiegiem 100 tys. km.

Ostatnie kilka lat dla każdego z rosyjskich producentów wydawało się być równią pochyłą. Marussi nie dawano żadnych szans na przetrwanie, w zeszłym roku w magazynach motoryzacyjnych pojawiły się też pierwsze nekrologi dotyczące Łady. Mimo tego, wbrew defetystycznym zapowiedziom, wiele wskazuje na to, że żadna z tych firm w najbliższym czasie nie złoży broni.

Wprawdzie na rewolucję na rosyjskim rynku raczej nie ma co liczyć, ale trzeba przyznać, że większość tamtejszych wytwórców - w dziewiętnaście lat po upadku ZSRR - wciąż zdaje się czerpać wzorce z przeszłości. Są jak Lenin - nieprzewidywalni i schorowani, ale wiecznie żywi.

PR

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas