Straszna tragedia. Zginęło pięcioro dzieci. Winna usterka?
Francuskie media żyją sprawą koszmarnego wypadku, do jakiego doszło w poniedziałek na autostradzie A7. W tragicznym zdarzeniu śmierć poniosło pięcioro dzieci z jednej rodziny. Czy przyczyną był zły stan techniczny leciwego pojazdu?
Potworny wypadek. Śmierć poniosło pięcioro dzieci
Do potwornego wypadku doszło w poniedziałek wieczorem w okolicy francuskiego Albon (departament Drome). 15-letni Renault Scenic wypadł z drogi, koziołkował i stanął w płomieniach. śmierć poniosło pięcioro dzieci z jednej rodziny.
Przypomnijmy - do zdarzenia doszło w poniedziałek wieczorem w okolicy Albon (departament Drome). 15-letni Renault Scenic wypadł z drogi, koziołkował i stanął w płomieniach. Rozmiary tragedii byłyby zdecydowanie mniejsze, gdyby nie fakt, że siedmioosobowym minivanem podróżowało aż dziewięć osób - w tym sześcioro dzieci w wieku od 3 do 14 lat. W akcji ratunkowej brało udział co najmniej 53 strażaków, ciężkie zastępy ratownictwa drogowego i trzy helikoptery. Z wraku udało się ewakuować trójkę dorosłych (w tym kierowcę) i siedmioletnie dziecko. Wszyscy - w ciężkim stanie - trafili do placówek medycznych.
Lokalna prokuratura powadzi dochodzenie w tej sprawie. Ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że winę za tragedię ponosić może usterka techniczna pojazdu, która nie miała bezpośredniego związku z jego przeładowaniem. Wg doniesień francuskich mediów kierowca Scenica, zanim stracił przytomność, miał powiedzieć strażakom, że hamulce nie działały prawidłowo. Wg jednej z hipotez, stworzonej na podstawie oględzin wraku, winnym zdarzenia mogła być awaria turbosprężarki. Ściślej - chodzi o układ jej smarowania. Wiadomo jedynie, że samochód to siedmioosobowa wersja Renault Scenic w wieku 15 lat. Oznacza to, że mamy do czynienia z drugą generacją francuskiego minivana produkowaną w latach 2003-2009. Auto - najprawdopodobniej - wyposażone było w silnik wysokoprężny. Policja nie podała jednak szczegółowych danych, a trzeba pamiętać, że Scenic II występował również z turbodoładowanym silnikiem 2,0 l o mocy 163 KM. Bardziej prawdopodobne, że pod maską pracował wysokoprężny 1,5 l dCi lub - najpewniej - 1,9 l dCi.
Zdaniem śledczych tragedię spowodować mógł rozszczelniony układ smarowania turbo. Wyciekający pod ciśnieniem olej mógł się zapalić od rozgrzanych elementów układu wydechowego. Postępujący pożar, o którym kierowca przez pierwsze kilka sekund mógł nie wiedzieć, najprawdopodobniej uszkodził elementy układu hamulcowego. Z uwagi na ciasną zabudowę charakterystyczną dla minivanów, w Scenicu II generacji takie podzespoły, jak np. pompa hamulcowa i układ jej podciśnieniowego wspomagania znajdują się bardzo blisko turbosprężarki. Jedna z hipotez mówi o tym, że pożar uszkodził właśnie tzw. serwo, przez co siła hamowania była zdecydowanie słabsza niż normalnie.
Wciąż jest to jednak wyłącznie hipoteza. W pierwszej kolejności śledczy muszą w 100 proc. ustalić, czy pożar rzeczywiście wybuchł zanim auto opuściło drogę, czy był jedynie efektem dachowania. Na tym etapie nie można mieć pewności, że utrata kontroli nad pojazdem nie była wynikiem jego znacznego przeciążenia. Te doprowadzić mogło np. do wystrzału opony czy pęknięcia sprężyny, której część mogła uszkodzić ogumienie lub przewód hamulcowy. Pewnym jest tylko, że termin badań technicznych pojazdu upłynął w maju, ale w wyniku decyzji władz zostały one przedłużone z uwagi na pandemię koronawirusa.
Usterki doładowania przez wiele lat kojarzone były głównie z silnikami wysokoprężnymi. Postępujący downsizing, wymuszony ciągłym zaostrzaniem norm emisji spalin sprawił, że dziś turbosprężarkę znajdziemy również w silnikach benzynowych. W przypadku diesli zużyte turbo kojarzone jest powszechnie z tzw. rozbieganiem silnika, gdy właśnie przez uszkodzone uszczelniacze osi wirnika - rozgrzany olej dostaje się do układu dolotowego. Zatrzymanie silnika, który - zamiast oleju napędowego - pracuje wówczas na oleju silnikowym, jest w praktyce niemożliwe. Większość przypadków kończy się zatarciem.
Kierowcy często nie zdają sobie jednak sprawy, że efektem bagatelizowanego wycieku oleju może być właśnie pożar. Pamiętajmy, że klasyczna turbosprężarka napędzana jest gazami spalinowymi, których temperatura - w zależności od silnika - zawiera się w przedziale miedzy 500 a ponad 1000 stopni Celsjusza. Bagatelizowanie symptomów świadczących o rozszczelnieniu zasilania olejowego turbosprężarki stanowi więc jawne proszenie się o poważne kłopoty. Mimo tego wielu kierowców świadomie odkłada decyzję o naprawie układu doładowania z uwagi na duże koszty. Za regenerację najpopularniejszych modeli turbosprężarek zapłacić trzeba około 1500 zł, a sama naprawa ujawnia często szereg innych usterek lawinowo potęgujących koszty.