Służbowe auta też do podziału? Nowy wariant carsharingu

Wprowadzenie zasad carsharingu do służbowych flot pozwala lepiej wykorzystać posiadane samochody, a nawet zmniejszyć ich liczbę, przy utrzymaniu takich samych możliwości przewozowych. W tym wypadku możliwe będzie także wykorzystanie tych samych aut przez różne firmy. Veolia, która testuje takie rozwiązanie w swoich spółkach widzi w nim także możliwość zmniejszenia kosztów elektryfikacji flot podmiotów publicznych.

Samochody służbowe można z grubsza podzielić na dwie kategorie - te, które bez przerwy jeżdżą i te, które głównie stoją na firmowych parkingach, z ośmiu godzin dniówki przejeżdżając może jedną. To w sumie duże marnotrawstwo potencjału. I to marnotrawstwo, które rośnie, bo pandemia wywołała trwałe zmiany w naszym sposobie pracy - już wiemy, że nie na każde spotkanie trzeba dojechać.

Praca zdalna w pandemii przełamała pewne przyzwyczajenia, mówiące, że trzeba się spotykać twarzą w twarz, bo spotkania online są mniej poważne, mniej efektywne. Oczywiście znowu zaczynamy jeździć do klientów, współpracowników, partnerów, bo taki rodzaj pracy jest bardziej efektywny, ale już wiemy, że część spotkać można poprowadzić online, że część dokumentów można cyfrowo przesłać, opracować.

Reklama

Veolia zauważyła, że stosując formę znaną z carsharingu wiele firmowych samochodów można lepiej wykorzystać lub też osiągnąć taki sam poziom wykorzystania samochodów, wykonanych przejazdów przy mniejszej flocie samochodów. Firma w niektórych oddziałach wprowadza aplikację, która pozwala korzystać z firmowych samochodów na zasadach podobnych do carsharingu. Nawet bardzo podobnych, bo oprócz wykorzystania ich w godzinach pracy można je także wynajmować popołudniami, do prywatnych przejazdów.

Nie to jest jednak najciekawsze w carsharingowym podejściu do floty. W tym wypadku z jednego parku samochodów mogą korzystać różne firmy. Na razie firma testuje to rozwiązanie w Tarnowskich Górach, gdzie ma dwie różne spółki. Obecnie to projekt będący swego rodzaju poligonem, pozwalającym zbierać doświadczenia i poprawiać działanie systemu. Są już jednak plany zakładające możliwość zastosowania podobnego rozwiązania w wypadku znacznie większych spółek.

Jakub Stęchły, manager ds. zrównoważonej mobilności i energetyki w Veolii, który jest odpowiedzialny za proces transformacji floty i podejścia do zrównoważonej mobilności wewnątrz firmy, uważa, że wspólne wykorzystanie tych samych aut przez różne firmy nie powinno sprawiać problemów, bo aplikacja pozwala rezerwować samochody i odpowiednio planować pracę, a prawdopodobieństwo, że nagle wszyscy będą chcieli skorzystać z aut w tym samym czasie jest bardzo niewielkie.

Firma widzi w tym rozwiązaniu jeszcze jedną szansę. Ustawa o elektromobilności wymaga od podmiotów publicznych, samorządowych elektryfikacji floty, co oznacza spore wydatki na samochody, ale także infrastrukturę ładowania. Obydwa te cele można osiągnąć mniejszym kosztem przez uwspólnienie flot i usług. Wspólną infrastrukturę ładowania dla różnych firm komunalnych w mieście firma wprowadziła już w Londynie.

Technicznie wszystko jest już możliwe, pytanie tylko czy projekt nie polegnie na drobiazgach, takich jak kwestie wzajemnych rozliczeń czy marketingu - skoro z tych samych aut będą korzystały różne firmy, to jakie logo będą woziły? Czy firmy będą chciały "wozić" podczas własnych wyjazdów logo innej firmy? Tarnogórski eksperyment Veolii jest w tym wypadku prosty - obydwie korzystające z aut firmy należą do tej samej grupy, mogą mieć to samo logo. Pomysł uwspólnienia flot wydaje się jednak ciekawy i wart rozwijania. 

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: carsharing
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy