Singapur. Zakaz rejestracji nowych aut. A gdyby coś takiego u nas?
Począwszy od lutego 2018 roku w Singapurze nie będzie już można zarejestrować żadnego nowego samochodu. Hm... A gdyby coś takiego u nas?
Po Warszawie, rozpościerającej się na powierzchni 517 kilometrów kwadratowych i zamieszkałej przez około 1,75 mln osób, jeździ prawie półtora miliona samochodów. Po Singapurze, obszarowo o niespełna o połowę większym (719,1 km kw. powierzchni), ale znacznie ludniejszym od naszej stolicy (ponad 5,5 mln mieszkańców) - 750 tys., w tym 600 tys. samochodów osobowych oraz 154 tys. pojazdów dostawczych i autobusów. Mimo to wyjątkowo proekologicznie nastawione władze tej mającej status państwa-miasta azjatyckiej metropolii uznały, że to za dużo, stąd wspomniany na wstępie zakaz.
Dodajmy, że już teraz zmotoryzowani mieszkańcy Singapuru nie mają łatwego życia. Zacznijmy od cen samochodów, zdecydowanie wyższych niż w Polsce. Przykładowo, za hybrydową toyotę C-HR trzeba zapłacić 102 tys. dolarów singapurskich, czyli, w przeliczeniu, 272 tys. zł (1 SGD = ok. 2,67 PLN). Honda civic hatchback 1.5 175 KM kosztuje 138 tys. SGD (równowartość 368 tys. zł), a bmw 520d 2.0 190 KM - 205 tys. SGD (prawie 550 tys. zł). Ktoś powie, że kwoty te trzeba odnieść do lokalnych zarobków. I będzie miał rację, ale to przecież nie koniec...
Aby zarejestrować w Singapurze auto, należy uiścić tzw. COE, czyli Certificate of Entitlement, czyli zezwolenie na posiadanie samochodu. Jego wysokość zmienia się w czasie niczym kursy akcji na giełdzie, lecz generalnie zależy od pojemności silnika i mocy auta. I tak za pojazd z silnikiem poniżej 1600 ccm lub 130 KM opłata ta wynosi obecnie około 41,6 tys. SGD (111 tys. zł), a w przypadku samochodów o parametrach powyżej owych limitów - ok. 50 tys. SGD (133 tys. zł).
Pomyślmy teraz, co by było, gdyby ktoś spróbował wprowadzić podobne przepisy w Polsce. Nie mówimy nawet o całkowitym zakazie rejestrowania nowych samochodów i finansowym gnębieniu właścicieli aut ponad 10-letnich, ale o "szykanach" takich, jak COE, ERP
Z punktu widzenia kupującego winduje to cenę wspomnianej hondy civic do poziomu 188 tys. SGD, a zatem 502 tys. zł. Pół miliona za kompakt popularnej marki... Nieźle, nieprawdaż? Zresztą i tak jest to kwota zaniżona, bowiem pominęliśmy kilka innych, pomniejszych haraczy obciążających kieszeń zmotoryzowanego singapurczyka. Aha, warto wiedzieć, że COE jest ważne przez 10 lat. Po upływie tego okresu znowu trzeba sięgać do portfela i to jeszcze głębiej niż poprzednio.
Zasadniczo wszystkie miejsca postojowe w Singapurze są płatne. 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu. Od opłat za postój nie są zwolnieni nawet biznesmeni i urzędnicy, zostawiający auta w podziemnych garażach w firmowych biurowcach i na parkingach zarezerwowanych dla instytucji.
Płaci się, kiedy się stoi, płaci się, kiedy się jeździ. System opłat za wjazd do centrum miasta, a także w rejony uznane za szczególnie zatłoczone lub warte ochrony przed spalinami, nosi nazwę Electronic Road Pricing. Za każdorazowe przekroczenie granicy strefy objętej ERP płacą także kierowcy motocykli i skuterów (takich jednośladów jeździ po Singapurze ok. 142 tys.; je również obowiązuje COE).
Można oczekiwać, że mieszkańcy Singapuru, skądinąd miasta czystego, zielonego, ultranowoczesnego, bezpiecznego i przyjaznego do życia, przyjmą najnowszą decyzję władz ze spokojem i zrozumieniem. Co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze, nie bardzo mają gdzie się swoimi samochodami wyprawiać. Po drugie, wszelkie niedogodności związane z indywidualną motoryzacją rekompensuje znakomicie rozwinięta sieć komunikacji publicznej z koleją podziemną włącznie oraz względnie tanie taksówki. Po trzecie wreszcie, są przyzwyczajeni, że wiatr zawsze im wieje w oczy...
Pomyślmy teraz, co by było, gdyby ktoś spróbował wprowadzić podobne przepisy w Polsce. Nie mówimy nawet o całkowitym zakazie rejestrowania nowych samochodów i finansowym gnębieniu właścicieli aut ponad 10-letnich, ale o "szykanach" takich, jak COE, ERP, powszechnie płatne parkowanie czy zasada, że w parzyste dni miesiąca wyjechać na drogi mogą tylko samochody z parzystymi numerami rejestracyjnymi, a w nieparzyste - odwrotnie. A taki właśnie przepis obowiązywał w Singapurze już przed kilkunastu laty, gdy mieliśmy okazję i przyjemność gościć w tym niezwykłym mieście.