Są zarzuty po tragicznym wypadku na torze gokartowym
Trzy osoby, których śledczy obwiniają o przyczynienie się do groźnego wypadku młodej kobiety na torze kartingowym, usłyszały w środę zarzuty. To właściciele toru i pracownik - dowiedziała się PAP od szefowej prokuratury rejonowej w Żywcu Agnieszki Michulec.
Do wypadku doszło w połowie listopada ub.r. na torze w Zwardoniu. Podczas jazdy szal 21-latki wkręcił się w oś pojazdu. Stan kobiety nadal jest ciężki.
Agnieszka Michulec poinformowała, że właścicielka toru Aleksandra T. i jej mąż Marcin T., na których ciążył obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa, usłyszeli zarzut nieumyślnego narażenia poszkodowanej na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. Ich odpowiedzialność ma związek ze stanem technicznym gokarta. "On w ogóle nie powinien być używany. Był niesprawny technicznie" - wyjaśniła.
Małżonkowie mogą trafić do więzienia na rok.
Kacprowi T., który był zatrudniony przy obsłudze toru, prokurator postawił zarzut umyślnego narażenia życia lub zdrowia młodej kobiety, co w konsekwencji - już nieumyślnie - doprowadziło ją do kalectwa. Podejrzany nie zaznajomił jej z regulaminem toru. "Nie sprawdził też m.in., czy kobieta zabezpieczyła wystające części garderoby, aby nie dostały się do napędu" - wyjaśniła szefowa prokuratury.
Mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia.
"Podejrzani nie przyznali się do winy. Małżonkowie złożyli krótkie wyjaśnienia, ale nie odpowiadali na pytania. Kacper T. milczał. Prowadzimy nasze czynności dalej. Najprawdopodobniej w maju zakończymy postępowanie" - powiedziała prokurator Michulec.
Z ustaleń śledczych wynika, że podczas jazdy w tylną oś gokarta wplątał się szal, który młoda kobieta, mieszkanka Wodzisławia Śląskiego, miała owinięty wokół szyi.
Poszkodowaną na pokładzie śmigłowca przetransportowano do szpitala w Sosnowcu. Policjanci tuż po wypadku ustalili, że gdy kobieta wsiadała do pojazdu, szal miała schowany pod kurtką.
Zdaniem biegłego, obrażenia, których doznała 21-latka, zagrażają jej życiu i narażają na trwałe kalectwo.