Rząd postanowił. Specjalna opłata: Osiem groszy na litr paliwa

Podobno trudno być prorokiem we własnym kraju, jednak od czasu do czasu to się udaje. Kiedy w połowie ubiegłego roku rządzący wycofywali się z zamiaru podwyższenia opłaty paliwowej i przeznaczenia części pozyskanych w ten sposób środków na planowany Fundusz Dróg Samorządowych, wieszczyliśmy, że to jeszcze nie koniec. Pokusa, by skorzystać z utrzymujących się od dłuższego czasu niskich cen ropy naftowej i zebrać trochę dodatkowego grosza dla wiecznie głodnego budżetu państwa, jest bowiem zbyt silna. Jak nie kijem go, to pałką... Bez satysfakcji stwierdzamy, że mieliśmy rację.

Tym razem pretekstem jest nie chęć naprawiania i budowy lokalnych dróg, lecz wspieranie rozwoju elektromobilności i innych alternatywnych sposobów napędzania samochodów. 20 marca rząd przyjął projekt ustawy, tworzącej Fundusz Niskoemisyjnego Transportu i wprowadzającej nową opłatę emisyjną od paliw płynnych. 8 groszy na litr.

Internauci tak jak i przed rokiem są w swoich komentarzach podzieleni. Większość odsądza rządzących od czci i wiary, zdarzają się jednak i tacy, którzy deklarują pełne zaufanie do obecnej władzy. Wierzą, że tych pieniędzy nie zmarnuje, zresztą chodzi przecież "zaledwie o parę groszy"... 

Reklama

Przy poprzedniej próbie zmiany wysokości opłaty paliwowej premier Beata Szydło i jej ministrowie zapewniali, że jej podniesienie wcale nie musi oznaczać podwyżki cen na stacjach benzynowych. Teraz słyszymy podobne opinie. Co ciekawe, podziela je największy w Polsce producent i dostawca paliw.

"Analizy PKN ORLEN dotyczące efektów planowanych regulacji dotyczących dodatkowej opłaty emisyjnej, nie wykazują wpływu na finalną cenę dla klienta detalicznego. Opłaty związane z emisją do środowiska funkcjonują również lub są przygotowane do wdrożenia w wielu krajach europejskich, wśród których liderami są kraje skandynawskie. Dla porównania Polska pod względem opłat emisyjnych plasuje się na końcowych miejscach w zestawieniu światowym.

- Zachowanie zasad zrównoważonego rozwoju oraz dbałości o środowisko dla kolejnych pokoleń jest obowiązkiem nas wszystkich. PKN ORLEN od lat czyni wszelkie starania by trzymać się tych zasad. Analizujemy sytuację w kontekście wszystkich uwarunkowań makroekonomicznych i rynkowych i dzisiaj co do zasady zyskujemy przekonanie, że wprowadzenie opłaty emisyjnej nie będzie skutkować wzrostem cen dla naszych klientów detalicznych - powiedział Zbigniew Leszczyński, Członek Zarządu ds. Sprzedaży PKN ORLEN. Głównym kreatorem detalicznych cen paliw są koszty zakupu ropy naftowej, notowania paliw gotowych na giełdach europejskich w Amsterdamie, Rotterdamie i Antwerpii oraz relacja kursowa złotówki do dolara, a finalnie warunki na lokalnym rynku i oraz otoczenie konkurencyjne (...)" - czytamy w komunikacie koncernu, nawiasem mówiąc opublikowanym dwa tygodnie przed ogłoszeniem decyzji rządu.  Jeżeli nowa opłata emisyjna nie obciąży kieszeni "klienta detalicznego", to czyją?

Właściciele stacji benzynowych od dawna narzekają na swoje groszowe marże i twierdzą, że gdyby nie dodatkowe usługi, sprzedaż w funkcjonujących w ich placówkach sklepach, nie daliby rady związać końca z końcem. Trudno oczekiwać, by wzięli na siebie skutki najnowszej podwyżki podatków.

A może zrekompensuje je Orlen i, chcąc nie chcąc zmuszeni jego przykładem, inni dostawcy paliw? Może, ale warto pamiętać, że największym udziałowcem Orlenu jest państwo, które liczy na dywidendy, płynące z jego zysków. Byłoby paradoksem, by wprowadzając nowy, siłą rzeczy społecznie niepopularny haracz, jednocześnie godziło się na ulgi, zmniejszające wpływy z jednej ze swoich najważniejszych spółek.

Z cytowanego wyżej komunikatu wynika, że kierownictwo Orlenu liczy na dobry  układ na światowych rynkach paliw i korzystny kurs złotego wobec dolara, będącego podstawową walutą rozliczeniową w naftowym biznesie. Niestety, może się przeliczyć, zważywszy że w ostatnim czasie ropa naftowa zaczęła szybko drożeć, a i złotówka jakoś specjalnie się nie umacnia.

"Mamy pomysły, czym zastąpić środki na budowę dróg, które miały pochodzić z opłaty paliwowej" - mówił w lipcu 2017 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński. I dodawał: "można znaleźć rozwiązanie zręczniejsze i takie, które spowoduje, że żaden z obywateli ani żaden z przedsiębiorców nie będzie uważał, że to jego dotyczy". O jakie pomysły chodziło - tego nie wiemy do dzisiaj, ale opinia publiczna została uspokojona. Tym razem jest trudniej, bowiem mamy do czynienia z konkretnym aktem prawnym, a nie mglistymi zapowiedziami. Chyba, że ze względu na ogólną sytuację ekonomiczno-polityczną projekt nowej ustawy zostanie na razie schowany do szuflady.          

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy