Stacje paliwowe Orlenu z kiełbasą, ale bez "Playboya"?

Kraków, duża stacja benzynowa, działająca w barwach znanego zagranicznego koncernu. Do każdej z dwóch czynnych kas wiją się długie kolejki. Tylko kilka osób płaci za paliwo. Reszta to klienci, którzy przyjechali tu na zakupy. Słodycze, napoje energetyczne, papierosy, alkohol, prasa, różne drobiazgi... To nic, że niektóre towary są nawet dwukrotnie droższe niż w innych sklepach. Dziś niedziela, więc zgodnie z obowiązującą od niedawna ustawą te "inne sklepy" pozostają zamknięte...

Wprowadzony z inicjatywy związków zawodowych zakaz niedzielnego handlu ma zmienić przyzwyczajenia Polaków. I pewnie zmieni, choć nie wszystkich. Wciąż będą ludzie, chcący kupować również w dni, w których pracownicy hipermarketów mają wolne. Chcący lub przymuszeni do tego okolicznościami życiowymi. To otwiera nowe szanse przed dystrybutorami paliw.

Wiele komentarzy wywołała decyzja Orlenu, który postanowił poszerzyć zakres swojej działalności o hurtową sprzedaż mięsa, wędlin, obuwia, artykułów RTV i AGD, kosmetyków, farmaceutyków. Co prawda koncern pospieszył z zapewnieniem, że decyzja ta nie ma nic wspólnego z zakazem handlu w niedzielę, ale podejrzeń co do swoich prawdziwych intencji nie rozwiał.

Reklama

Na razie nowy prezes Orlenu, Daniel Obajtek, podjął decyzję  o wycofaniu z firmowych stacji niektórych czasopism, m.in. miesięcznika "Playboy" i zastąpieniu ich słusznymi ideowo tytułami prawicowymi. I nie pozostawałoby nic innego, jak przyklasnąć temu jakże śmiałemu posunięciu, kończącemu z deprawacją społeczeństwa, gdyby nie fakt, że współczesna tzw. prasa dla mężczyzn poświęca znacznie więcej miejsca motoryzacji niż erotyce. Firma szybko zdementowała doniesienia medialne na ten temat, twierdząc, że rezygnacja ze sprzedaży wspomnianych magazynów "ma charakter chwilowy". Pytanie: po co w ogóle robić takie zamieszanie?

Cóż, co kraj to obyczaj. Jakiś czas temu zdarzyło się nam tankować na dwóch stacjach włoskiej firmy Agip w Austrii. Pierwsza z nich okazała się stacją dla... palących. W pawilonie, mieszczącym spory sklep i część gastronomiczną, było aż siwo od papierosowego dymu. W kilku miejscach dostrzegliśmy porozstawiane popielniczki. Druga ze stacji była stacją dla pijących. Na tłumnie obsadzonych (trzeba mieć nadzieję, że nie przez kierowców) stolikach stały kufle z piwem i kieliszki z winem. Atmosfera niczym w pubie czy może raczej trattorii. Można się zastanawiać, czy każda stacja benzynowa powinna stać się namiastką supermarketu i knajpy? Kontrowersyjna wydaje się zwłaszcza sprzedaż w takich miejscach wysokoprocentowych trunków.

Gospodarze większości krakowskich dzielnic i połowa mieszkańców, uczestniczących w niedawnych konsultacjach, opowiedzieli się za zakazem sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych. Gdyby ta opinia przerodziła się w konkretne decyzje, wówczas to stacje paliw, a nie funkcjonujące przez całą dobę sklepy, stałyby się głównymi punktami zaopatrzenia ludności w napoje wyskokowe.

Chyba, że miejscowe władze wezmą przykład z radnych z Torunia, którzy przyjęli pionierską uchwałę, zabraniającą na wszystkich stacjach benzynowych w tym mieście sprzedaży, podawania i spożywania napojów, zawierających powyżej 4,5 proc. alkoholu. Co prawda Wojewódzki Sąd Administracyjny w Bydgoszczy stwierdził jej nieważność, uznając, że Rada Miasta wprowadzając taki zakaz wykroczyła poza swoje kompetencje, ale Toruń złożył skargę kasacyjną od tego wyroku do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Dopóki nie zostanie ona rozpatrzona - uchwała obowiązuje.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama