Rząd dopłaci Polakom do samochodu. Nawet 40 tysięcy złotych
Znamy już więcej szczegółów dotyczących planowanych przez rząd dopłat do zakupu nowych i używanych samochodów elektrycznych. Pieniądze powinny popłynąć do zainteresowanych jeszcze w tym roku. Maksymalna kwota dopłaty wynieść może nawet 40 tys. zł.
Spis treści:
Nowy pogram dopłat do kupna używanych samochodów elektrycznych powinien ruszyć jesienią 2024 r. - przekazała w rozmowie z PAP prezes NFOŚiGW Dorota Zawadzka-Stępniak. Termin trzeba jednak traktować z pewną rezerwą, bo konkretne zapisy muszą być jeszcze zaakceptowane przez Komisję Europejską. Same dopłaty mają bowiem pochodzić ze środków z KPO, a rząd planuje przeznaczyć na ten cel blisko 1,6 mld zł, czyli 374 mln euro
Czekamy na akceptację rewizji KPO, co miałoby się wydarzyć w lipcu. Jeśli Komisja zatwierdzi rewizję pilnie przystąpimy do opracowywania nowego programu dopłat do elektryków; zaczniemy też konsultacje z rynkiem.
Rząd dopłaci do samochodów elektrycznych. Znamy wysokość dopłat
Znamy też konkrety dotyczące limitów dofinansowania. Jak usłyszeliśmy w Ministerstwie Klimatu, dopłaty mają być przeznaczone na zakup, leasing lub wynajem długoterminowy pojazdów zeroemisyjnych (elektrycznych).
Szczegółowe warunki nowego programu dotyczącego dofinansowania pojazdów zeroemisyjnych nowych i używanych będą udostępnione po jego opracowaniu i zatwierdzeniu
Jego przedstawiciele potwierdzają jednak, ze w przypadku dotacji do zakupu używanego pojazdu wsparcie wyniesie nie więcej niż 40 tys. zł dla osoby fizycznej. Limit cenowy objętego takim wsparciem samochodu używanego to 150 tys. zł. Sam samochód nie będzie też mógł być starszy niż czteroletni. W przypadku leasingu czy wynajmu długoterminowego, wysokość wsparcia nie będzie mogła przekroczyć wielkości opłaty wstępnej, a limit cenowy objętych dofinansowaniem samochodów określono na 225 tys. zł.
Będą dopłaty do samochodów używanych. Polskę zaleją zużyte elektryki z Niemiec?
Informacje o tym, że rząd zamierzają dopłacać do używanych samochodów elektrycznych podzieliła polskich kierowców. Pojawiły się obawy o to, czy sam program nie przyczyni się do wzrostu importu zużytych aut elektrycznych z zachodu
Części organizacji umiarkowanie się podoba pomysł dopłat do czteroletnich elektryków w kontekście żywotności baterii. Pojawia się obawa, że możemy do kraju zacząć sprowadzać pojazdy, które są już u kresu swojej żywotności. Pytanie, które sobie obecnie zadajemy jest takie, jak się zabezpieczyć przed taką sytuacją, że wprowadzamy na rynek samochody, które zaraz będą musiały być wymieniane, a my do tego dopłacamy. Pracujemy nad tym.
Rzeczywiście dopłaty do pojazdów używanych to w polskim przypadku prawdziwy precedens i wyrażane przez część ekspertów obawy nie są pozbawione podstaw. Z drugiej strony zapis o pojazdach używanych daje szansę nabycia w korzystnej cenie np. pojazdów podemonstracyjnych. Te, biorąc pod uwagę niewielkie zainteresowanie nabywców autami elektrycznymi, stanowią często obciążenie finansowe dla dealerów, którzy muszą odświeżać flotę samochodów demonstracyjnych na ściśle określonych przez importera zasadach. W tym kontekście dopłaty do aut używanych mogą więc być korzystne zarówno dla nabywców, jak i sprzedających.
Nowe auto za 46 tys. zł. Czy dopłaty do elektryków rozkręcą polski rynek?
Jeśli program dopłat do zakupu samochodów elektrycznych wejdzie w życie w zapowiadanej formie może poważnie wstrząsnąć polskim rynkiem motoryzacyjnym. Przykładowo - najtańszy obecnie nowy elektryk w Polsce - Dacia Spring - kosztuje dziś od 76 900 zł. Po odliczeniu 30 tys. zł dopłaty otrzymamy kwotę 46 900 zł, a w przypadku używanego auta podemonstracyjnego - 36 900 zł. W aktualnej promocji elektryczny Nissan Leaf kosztuje od 132 100 zł, więc - przynajmniej w teorii - fabrycznie nowe auto można by kupić za 102 100 zł.
Co więcej, na przyszły rok producenci obiecują też premiery kilku nowych aut elektrycznych segmentu B, których ceny miałyby oscylować w okolicach 20-25 tys. euro czyli między 87 a 109 tys. zł. W ich przypadku dopłata w wysokości 30 tys. zł sprawi, że będą one zauważalnie tańsze od swoich benzynowych odpowiedników, chociaż klienci będą musieli zaakceptować stosunkowo skromny zasięg, który w realnych warunkach drogowych oscylować będzie zapewne w okolicach 200 km.