Rząd chce zastraszyć kierowców!
Prawnicy twierdzą, że resort finansów zagalopował się w straszeniu podatników. I coś w tym jest, skoro chce zmienić przepisy.
Hołdowana przez premiera Jarosława Kaczyńskiego zasada "twarde prawo, lecz prawo" (np. w kontekście spóźnionych oświadczeń majątkowych samorządowców) nie jest przestrzegana w Ministerstwie Finansów (MF). Jacek Dominik, wiceminister finansów, zapowiedział, że tym, którzy zaniżyli cenę zakupu używanego auta sprowadzonego z Unii, zostanie doliczona akcyza od wartości rynkowej pojazdu. Prawnicy alarmują, że byłoby to niezgodne z prawem. Wiceminister o tym wie, lecz straszy Polaków doliczaniem akcyzy bez podstawy prawnej.
Obecnie prawo nie pozwala na wyliczanie akcyzy od ceny rynkowej pojazdu. Jednak w Ministerstwie Finansów już trwają prace nad takimi zmianami przepisów, aby stało się to możliwe.
Nie kijem go, to pałą
Przypomnijmy - 18 stycznia 2007 r. Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) orzekł, że polskie prawo podatkowe dyskryminuje używane pojazdy sprowadzane z UE (stawki sięgały nawet 65 proc. ceny auta, podczas gdy od nowych samochodów płacono 3,1 proc.). Dlatego resort finansów będzie musiał zwrócić nadpłacony od 1 maja 2004 r. podatek, tzn. różnicę między stawką zapłaconą a 3,1 proc. (auta do 2 tys. ccm pojemności) lub 13,6 proc. (pow. 2 tys. ccm). Szacuje się, że budżet państwa musiałby oddać nawet 2,5 mld zł. A tego za wszelką cenę chce uniknąć MF.
Tajemnicą poliszynela jest, że wielu Polaków kupujących auta na Zachodzie specjalnie zaniżało w dokumentach ich ceny nabycia, aby płacić niższą akcyzę (wylicza się ją od ceny nabycia). Wielu z nich może zechcieć jeszcze bardziej ją obniżyć i ustawi się w kolejce po zwrot różnicy. Aby ich odprawić z kwitkiem, wiceminister Dominik poinformował, że w sytuacjach podejrzanych nastąpi weryfikacja faktur i umów kupna, a akcyza będzie naliczana od wartości rynkowej auta (np. według tabel Eurotaksu). Wtedy może okazać się, że zamiast zwrotu dojdzie do dopłaty akcyzy, i to wraz z odsetkami.
Psychoza strachu
Najgorsze jest jednak to, że wiceminister finansów dezinformuje społeczeństwo i publicznie nawołuje do łamania prawa.
- Artykuł 82 ust. 3 naszej ustawy akcyzowej stanowi, że akcyza od pojazdu wyliczana jest od ceny jego nabycia, a nie ceny rynkowej. Fiskus wytwarza psychozę strachu. To niedopuszczalne, by wiceminister publicznie głosił poglądy rażąco niezgodne z prawem - mówi Jerzy Martini, doradca podatkowy z Baker & McKenzie.
Jego opinię potwierdza Marta Szafarowska z kancelarii MDDP.
- Ustawa akcyzowa wyraźnie mówi, że podstawą opodatkowania akcyzą jest tylko i wyłącznie cena zakupu pojazdu - mówi Marta Szafarowska.
Fiskus nie zyska
MF tym się nie przejmuje i chce zmienić przepisy, by dobrać się podatnikom do skóry.
- Koncepcja jest taka, by zmienić ustawę akcyzową lub nawet stworzyć specustawę dotyczącą wniosków o zwrot nadpłaty samochodowej akcyzy, pozwalającą na obliczanie akcyzy od ceny rynkowej pojazdu - mówi Jakub Lutyk, rzecznik MF.
Zdaniem Jerzego Martiniego, taki manewr nie ma sensu.
- Zmiana metody wyliczania akcyzy nie może objąć lat 2004-06, ponieważ doszłoby do zabronionego działania prawa wstecz. Taka zmiana więc nic ministerstwu nie da, ponieważ nie obejmie wniosków o zwrot akcyzy dotyczących aut sprowadzonych w ciągu ostatnich 2,5 lat - dodaje Jerzy Martini.
Zmienione zasady mogłyby więc być stosowane tylko w przyszłości. Jednak 1 stycznia 2007 r. zrównano akcyzę na używane samochody z akcyzą na nowe (3,1 proc. i 13,6 proc.). Nie opłaca się więc już kombinować z ceną zakupu pojazdu.