Psioczymy na autostrady

Psioczymy, i słusznie, na polskie autostrady. Na ich zarządców, ślamazarne tempo budowy, marną jakość, wieczne remonty, brak przydrożnej infrastruktury i drożyznę.

Czy ktoś jednak zastanawiał się kiedykolwiek, jak koszmarną robotę mają ludzie zatrudnieni w punktach poboru autostradowych opłat? Spróbujmy porównać ją choćby z budzącą powszechne współczucie pracą kasjerek w hipermarketach...

Tam - jasno oświetlone, ciepłe, przestronne hale. Tu - zimna, klaustrofobiczna budka na oddalonym od ludzkich siedlisk wygwizdowie. Tam - kolorowa feeria tysięcy różnorodnych towarów. Tu - szarość i męcząca monotonia wciąż tych samych czynności; dzień dobry, pieniądze, reszta, kwitek, do widzenia... I tak w koło Macieju.

Reklama

Tam - obcowanie z tłumem klientów, prawdziwy teatr życia. Tu - przykra samotność i kwaśne miny kierowców, przekonanych, że musząc płacić za przejazd autostradą, że są zwyczajnie okradani. Tam - przyjemne zapachy, miła muzyczka z głośników, już od początku listopada kolędy, świąteczna atmosfera. Tu - nieustanny potok pojazdów, odór spalin i hałas silników.

Być może te niewygody są rekompensowane przez sowite zarobki, ale jeżeli tak jest w istocie, to tym bardziej musi dziwić decyzja Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad o utrzymaniu "manualnego systemu poboru opłat" dla samochodów osobowych i motocykli.

Dlaczego nie możemy przejść na winiety, jak Austriacy, Czesi czy Słowacy, albo zastosować, podobnych do używanych we Włoszech, urządzeń Telepass? Montujesz na przedniej szybie małe pudełko i przejeżdżasz przez autostradową bramkę specjalnym pasem, bez konieczności zatrzymywania się. Automatycznie naliczana opłata obciąża kartę kredytową lub konto bankowe właściciela pojazdu.

Być może GDDKiA kieruje się obawą o szczelność opisanych wyżej systemów. Rzeczywiście, z pewnością znalazłoby się wielu cwaniaków, jeżdżących autostradami bez winiet lub z ich podróbkami i szczęśliwie unikających kontroli. Niewykluczone, że telepass zostałby rozpracowany przez hakerów, ale to wszystko kwestie techniczno-organizacyjne, nie usprawiedliwiające trwania przy archaicznych rozwiązaniach.

Tak czy inaczej, wjeżdżając następnym razem na płatne odcinki A 4 czy A 2, spójrzmy cieplej na poborców opłat. Naprawdę zasługują na nasz uśmiech i miłe słowo.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: autostrady
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy