Przez nowoczesne auta nie słyszymy karetek? Prawda jest znacznie prostsza
Amerykańska telewizja wysłała ekipę dziennikarzy by przyjrzeli się pracy służb pod kątem tego, jak utrudniają im ją inni użytkownicy dróg. Okazało się, że kierowcy wcale nie są winni. Problemem są samochody.
Samochody nie mają ostatnio dobrej prasy. Zawłaszczają przestrzeń, która jest odwiecznym prawem mieszkańców miast, powiększają problem globalnego ocieplenia, a teraz jeszcze się okazało, że utrudniają służbom ratowanie zdrowia i życia. To oczywiste, że podczas akcji ratunkowej liczy się każda sekunda i nikt nie zamierza tego podważać ani żartować sobie z pracy, jaka muszą wykonać kierowcy straży pożarnej czy pogotowia ratunkowego, żeby dotrzeć do ofiary na czas.
Amerykańska telewizja koncentruje się na ciekawym aspekcie
Dziennikarze wspominają o korkach, przez które samochodom uprzywilejowanym trudno jest się przedostać. Mówią też o tym, że kierowcy panikują i np. zamiast ustąpić drogi po prostu zatrzymują się na jej środku. Ale najwięcej uwagi poświęcają innej kwestii - izolacji akustycznej. Podobno nowoczesne samochody coraz lepiej izolują kierowców od hałasów dobiegających z zewnątrz. Biedni kierowcy mimo wszelkich starań nie mają szans zauważyć, że z tyłu zbliża się ogromny, czerwony wóz strażacki z odpalonymi na dachu "bombami", mrugający światłami i straszący syrenami o różnych częstotliwościach.
To na pewno wcale nie chodzi o to, że kierowcy coraz mniej koncentrują się na prowadzeniu auta i obserwowaniu co się dzieje wokół, czy prowadzą auta z nosami w telefonach, albo po prostu nie chcą zjechać z drogi obawiając się, że porysują ogromne felgi i uszkodzą niskoprofilowe opony. Winne są samochody. Samochody, które otaczają kierowców jak kokony, mają znakomite systemy aktywnej redukcji szumów i sprawiają, że kierowcy są odcięci od tego, co dzieje się na zewnątrz.
Poziom izolacji akustycznej w nowych samochodach jest żenujący
Skonsultowałem tę kwestię z dwoma ekspertami - jednym zajmującym się zawodowo tematyką car audio i drugim, śledzącym na bieżąco najnowsze technologie wykorzystywane przy produkcji samochodów. Obaj mówią jednym głosem: poziom wyciszenia nowoczesnych samochodów jest żenujący. Nawet w autach segmentu premium materiałów izolacyjnych jest jak na lekarstwo, bo ich zastosowanie wiąże się z niechcianym podnoszeniem masy całkowitej pojazdu. Auta mają już tyle wyposażenia obowiązkowego, że dokładanie kolejnych kilogramów w dobie koniecznej redukcji emisji CO2 i dodatkowe podnoszenie kosztów produkcji, nie jest atrakcyjnym pomysłem.
Dziś wrażenie, że w autach jest ciszej, wynika z faktu, że kształt ich nadwozi został zoptymalizowany pod kątem aerodynamiki, co w pewnym stopniu pomaga w redukcji hałasu opływającego kabinę. Do tego stosujemy cichsze opony, które lepiej radzą sobie z hałasem wynikającym z oporów toczenia. Materiałów izolacyjnych jest niewiele, a jak już są, to zupełnie nie odpowiadają za wygłuszanie sygnałów o wysokiej częstotliwości, takich jakie emitują syreny samochodów uprzywilejowanych, ale raczej tych o niskich częstotliwościach, jak właśnie dochodzący z nadkoli szum opon toczących się po asfalcie. Zaawansowane systemy aktywnej redukcji szumów (które najwyraźniej zdaniem amerykańskich dziennikarzy są czymś powszechnym), dostępne są w mniej niż promilu nowych samochodów i globalnie nie mają tu nic do powiedzenia.
Większy problem według ekspertów stanowi samochodowy sprzęt audio, który odtwarza skompresowaną muzykę o niskiej jakości, co często wymusza fabryczne podbicie wysokich tonów, które uodparniają nasze uszy na wychwycenie dźwięku zbliżającej się syreny. Problemem jest także sprzęt montowany w samych pojazdach uprzywilejowanych. W przetargach liczy się cena - sprzęt ma spełniać ustawowe wymogi dotyczące poziomu głośności, ale pracownicy służb zwracają uwagę, że często sygnał emitowany przez syreny dziś nie jest tak donośny, jak to bywało w przeszłości. I nie można zapominać o tym, że nasze miasta są coraz bardziej zanieczyszczone hałasem, co również utrudnia dźwiękom syren przedostanie się na większe odległości.
Efekty są, jakie są. Zapatrzeni w telefony, zasłuchani w radiowe reklamy, przytłumieni hałasem nawiewów, leniwie sunąć w korkach przestajemy zwracać uwagę na to, co dzieje się na zewnątrz i np. nie śledzimy tego, co dzieje się w lusterkach.
I to jest problem, którego rozwiązaniem miało być wprowadzenie obowiązkowego trzeciego sygnału
Mowa o pomyśle sejmowego zespołu ekspertów ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego, którzy w lutym 2020 r. roku zgłosili postulat, by do ustawy wprowadzić zapis o dodatkowym sygnale do ostrzegania kierowców, kiedy w pobliżu jedzie pojazd uprzywilejowany. Chodziło o rozwiązanie, które pozwalałoby na nadawanie komunikatu słownego ostrzegającego o obecności takiego pojazdu bezpośrednio z głośników auta. Dzięki zamontowaniu w karetkach, radiowozach czy wozach straży pożarnej specjalnego urządzenia pojazdy te mogłyby emitować komunikat słowny: "Uwaga! Pojazd na sygnale. Proszę ułatwić przejazd". Jednak problemy z praktycznym wprowadzeniem takiego rozwiązania sprawiły, że temat "rozszedł się po kościach".
Pozostaje nam więc obserwowanie tego co się dzieje na drodze i podejmowanie szybkich reakcji, bez zrzucania winy na coraz lepsze samochody.
***