Pracownicy ASO podmieniają części?

Często dzielicie się z naszą redakcją nurtującymi was problemami natury okołomotoryzacyjnej. Przeważnie skupiają się one wokół starszych pojazdów, ale zdarzają się też rozterki dotyczące nowych aut.

Czasami, podczas wizyt w ASO, pracownicy wymianiają "po cichu" elementy objęte akcjami serwisowymi
Czasami, podczas wizyt w ASO, pracownicy wymianiają "po cichu" elementy objęte akcjami serwisowymiMotor

"Kupując nowe auto, by nie stracić gwarancji, trzeba je serwisować w ASO. Podpisuje się papier przekazania auta, serwisanci je zabierają i... coś dłubią. Nie wiadomo co dokładnie robią, a nierzadko trwa to po kilka godzin. Jaką ja mam pewność, że w tym czasie nie podmieniono mi np. turbo lub innych podzespołów?" - pyta zaniepokojony Michał.

"Gdy poprosiłem salon o wyciąg z monitoringu dostałem informację, że jest to nie możliwe. Przecież to moja własność, często kosztująca kilkaset tysięcy złotych. Dlaczego nie mam możliwości wiedzieć, co się z nią dzieje? Skąd mam wiedzieć co naprawiono, a co podmieniono?" - dodaje.

Czy rzeczywiście w autoryzowanych stacjach, bez informowania o tym właściciela, dochodzi do "podmieniania" części w serwisowanych pojazdach? Mówiąc przewrotnie - TAK. W tym miejscu chcielibyśmy jednak uspokoić wszystkich przerażonych kierowców. Chociaż motoryzacją zajmujemy się zawodowo od wielu lat, ani razu nie spotkaliśmy się z sytuacją, by w ASO komukolwiek podmieniono sprawną część na gorszą, używaną! O co więc chodzi?

Tajemnicą poliszynela są tzw. "ciche akcje serwisowe". Teoretycznie każdy producent pojazdów zobligowany jest do informowania nabywców (np. przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów) o usterkach mogących stwarzać zagrożenia dla zdrowia lub życia użytkowników. Większość firm rygorystycznie stosuje się do tych przepisów, ale zdarzają się przypadki, w których właściciele nie są informowani o błędach producenta.

Analogiczna sytuacja dotyczy również całej masy "błahych" usterek, które - niekoniecznie - mają bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo. Często okazuje się, że partia takich lub innych podzespołów (przykładowo napinaczy paska napędu osprzętu) pochodzących od poddostawcy nie do końca spełniała wymagania jakościowe zamawiającego. W toku eksploatacji wychodzą też na jaw drobne błędy konstrukcyjne dotyczące konkretnych podzespołów czy oprogramowania. W takich przypadkach producent nie spieszy się z informowaniem opinii publicznej o wpadkach (często winę ponoszą poddostawcy), chcąc uniknąć szargania wizerunku. Nie jest to oczywiście do końca fair w stosunku do klientów, ale ci nie ponoszą szkody. Tego typu "niedomagania" usuwane są właśnie przy okazji rutynowych przeglądów gwarancyjnych.

Swego czasu sami byliśmy świadkami, gdy standardowy przegląd połączony z wymianą opon zajął autoryzowanemu serwisowi przeszło 7 godzin. Własnymi kanałami udało nam się ustalić, że "przy okazji", samochód otrzymał w tym czasie kilka nowych podzespołów objętych właśnie "cichymi" kampaniami serwisowymi.

W tym miejscu wypada też wyjaśnić, dlaczego właściciel pojazdu nie może przyglądać się wielu czynnościom obsługowym związanym z jego samochodem. Kluczem jest tu oczywiście bezpieczeństwo i higiena pracy - żadna autoryzowana stacja obsługi nie może pozwolić sobie na to, by po stanowiskach naprawczych spacerowały przypadkowe osoby. Nieszczęśliwy wypadek w takim miejscy byłby dla danej firmy przysłowiowym gwoździem do trumny. Inna kwestia dotyczy części - stosowanych nawet w ASO - procedur. W wielu kwestiach dopuszczają one stosowanie dość brutalnych - zwłaszcza z punktu widzenia laika - rozwiązań. Żadna marka nie może przecież pozwolić sobie na to, by właściciel oglądał np. podgrzewanie palnikiem zastanych drążków kierowniczych...

PR

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas