Polski samochód elektryczny zamiast koni na Morskie Oko. Nowe testy TPN
Na trasie do Morskiego Oka zakończyły się właśnie testy kolejnego elektrycznego pojazdu, który - jako alternatywa dla ciągniętych przez konie fasiągów - mógłby wozić turystów po jednym z najbardziej uczęszczanych szlaków Tatrzańskiego Parku Narodowego. Tym razem sprawdzano, jak w tej roli sprawdziłby się polski samochód elektryczny - Evan.
To już drugi elektryczny pojazd, który - jasko alternatywa dla fasiągów - w ramach testów - trafił do Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Testy trwały przez dwa dni. Ponieważ jeżdżące prototypy Evana - opracowanego w ramach konkursu NCBiR na polski elektryczny samochód dostawczy - nie obejmują (jeszcze) wersji stricte pasażerskiej, pojazd testowany był z obciążeniem stanowiącym ekwiwalent 14 pasażerów. Wiadomo już, że wyniki pierwszej serii testów uznać można za obiecujące, a opracowane w całości w Polsce auto wróci jeszcze na trasę do Morskiego Oka.
Paradoksalnie, to że firma nie dysponuje finalną wersją pasażerską samego Evana może być potraktowane jako zaleta. Pojazd bazuje bowiem na stworzonej w Innovation AG od podstaw skalowalnej platformie dla użytkowych samochodów elektrycznych, która może zostać zabudowana w dowolny sposób - i to właśnie jej możliwości, a nie - konkretny rodzaj zabudowy - były obiektem testów.
Co więcej, sama platforma przewiduje też możliwość wyposażenia stworzonego na jej bazie pojazdu w napęd na cztery koła, co w warunkach Tatrzańskiego Parku Narodowego stanowi zaletę trudną do przecenienia.
Warto jeszcze dodać, że w przypadku trasy na Morskie Oko mowa o pojazdach wolnobieżnych, które nie muszą przechodzić żmudnego procesu homologacji wymaganego dla aut kategorii N1, które - jak np. wspomniany Evan - posiadają pełne dopuszczenie do poruszania się po publicznych drogach.
Z naszych ustaleń wynika, że opracowany w Zgorzelcu pojazd, po przejechaniu standardowych dla trasy na Morskie Oko sześciu kursów, zużył zaledwie 20 proc. zmagazynowanej w akumulatorach energii. Oznacza to, że - w rzeczywistych warunkach panujących na trasie - stworzony na bazie polskiej platformy pojazd mógłby wykonać na jednym ładowaniu aż 20 kursów.
Uzyskane wyniki powinny ucieszyć ewentualnych przyszłych użytkowników, bo - przynajmniej teoretycznie - mniej postojów na ładowanie pozwoliłoby zwiększyć dzienną liczbę kursów. Trzeba bowiem pamiętać, że ta wynika obecnie m.in. z przepisów TPN, które ściśle regulują czas, przez jaki konie odpoczywać muszą na górnym przystanku (Włosienica). Obecnie, po kolejnym incydencie z upadkiem konia na trasie, do którego doszło w połowie maja, czas odpoczynku zwierząt na Włosienicy wydłużony został do pełnej godziny.
Temat końskich zaprzęgów wożących turystów po trasie na Morskie Oko - po raz kolejny - wrócił na pierwsze strony gazet w połowie maja, gdy internetu trafił kolejny film z leżącym na szlaku koniem motywowanym przez woźnicę do wstania klapsami w okolice chrap. To już drugi "autobus", jaki w ostatnim czasie pojawił się na trasie do Morskiego Oka. Testy takich pojazdów na trasie Palenica Białczańska - Morskie Oko to jeden z punktów porozumienia zawartego pomiędzy wozakami organizującymi transport konny na terenie TPN, a obrońcami praw zwierząt.
Wcześniej, w maju, na trasie do Morskiego Oka pojawił się już elektryczny pojazd dostarczony przez producenta z Sanoka, czyli - bazujący na podwoziu Mercedesa Sprintera - Automet MiniCity Electric. W stosunku do Evana zaletą Automet MiniCity Electric jest większa liczba miejsc - pojazd z Sanoka jest w stanie zabrać na pokład aż 16 pasażerów. Legitymuje się jednak zdecydowanie mniejszym, wynoszącym 200 km zasięgiem, co w warunkach Morskiego Oka przekłada się na maksymalną liczbę sześciu kursów dziennie.