Płatne parkowanie niezgodne z konstytucją?
Są problemy, których rozwiązanie wymaga wielkich pieniędzy, skomplikowanych zmian w prawie, trudnych negocjacji w ramach Unii Europejskiej lub choćby przełamania wieloletnich przyzwyczajeń. Są jednak też takie, których można pozbyć się dzięki odrobinie dobrej woli.
Do spraw z tej drugiej grupy należy właściwe oznakowanie strefy płatnego parkowania w Krakowie, mieście słynącym w Polsce z największego obszaru, gdzie pozostawienie samochodu wiąże się z koniecznością uiszczenia stosownej kwoty w parkomacie.
Na wspomniany wyżej problem zwrócił uwagę jeden z naszych czytelników, pisząc:
"Chciałbym wiedzieć, dlaczego wszelkie miejsca parkingowe w strefie płatnego parkowania nie są oznaczone jako płatne? Skoro jest znak "P" i znak "P" z tabliczką "Koniec", a straż miejska bezlitośnie zakłada blokady, gdy tylko ktoś wychyli się za obręb tych znaków, to dlaczego nie można pod każdym tym znakiem umieścić jeszcze tabliczki "Płatny"? Tak na przykład, jak jest we Wrocławiu.
Są znaki na początku strefy, lecz tylko na głównych ulicach. Nie ma na mniejszych uliczkach, które też umożliwiają wjazd do strefy. Ponadto taki znak łatwo jest przeoczyć.
Ktoś, kto przyjeżdża z innego miasta lub nie zna na pamięć obszaru strefy płatnego parkowania, naraża się na nieświadome złamanie przepisów. Przypominam ponadto, że umieszczone w strefie parkomaty nie są znakami drogowymi i kierowcy nie mają obowiązku się nimi sugerować.
Kolejna sprawa: jak zaparkować zgodnie z przepisami w strefie płatnego parkowania, gdy tablica pod znakiem "P" nakazuje postój samochodu czterema kołami na chodniku, przy czym chodnik jest na tyle wąski, że nie ma możliwości zostawienia 1,5 m szerokości wolnego miejsca dla pieszych? (np. w Krakowie na ul. Starowiślnej).
Dlaczego przy opłacie należy podać numer rejestracyjny pojazdu? Przecież płacę za miejsce, a nie za pojazd. Co za różnica, czy postawię na danym miejscu samochód, rower, wózek, doniczkę czy też odstąpię wykupione miejsce kolejnemu pojazdowi? Ponadto część pojazdów nie posiada numerów rejestracyjnych (np. małe pojazdy elektryczne), wolno mi też przywieźć na lawecie samochód niezarejestrowany i postawić go na miejscu parkingowym. Skoro już za miejsce parkingowe pobierane są opłaty, to żądamy aby parkingi zorganizowane były z głową i zgodnie z przepisami."
Hm... Trudno nie przyznać autorowi zacytowanego wyżej listu racji. Wjazd do strefy oznakowany jest znakami D-44, które faktycznie łatwo przeoczyć, zwłaszcza obcokrajowcom i kierowcom przyjezdnym, często zestresowanym samym przebijaniem się przez korki w gąszczu krakowskich ulic.
Warto też zauważyć jeszcze jeden problem. Otóż nie wszyscy zdają sobie sprawę, że opłata za postój w strefie płatnego parkowania w Krakowie obowiązuje tylko w dni robocze, w godzinach 10.00-20.00. Nieraz widzieliśmy nieświadomych tego nieszczęśników, którzy w sobotę czy w niedzielę pokornie wrzucają kolejne monety do otworu w parkomacie, by na wydrukowanym kwitku ze zdziwieniem przeczytać, że właśnie zapłacili za postój... w poniedziałek. Czy nie można zmienić oprogramowania w parkomatach tak, aby w podobnych sytuacjach nie przyjmowały pieniędzy, wyświetlając za to informację o zasadach parkowania?
A tak przy okazji... Wielu zmotoryzowanych narzeka na konieczność płacenia za postój na sporym obszarze Krakowa. Ba, niektórzy twierdzą, że jest to niezgodne z konstytucją, bowiem ogranicza wolności obywatelskie. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że opłaty za parkowanie, zresztą relatywnie niewysokie (dzięki prawu, które ogranicza samorządom lokalnym swobodę w ich podnoszeniu) wydatnie zwiększają rotację pojazdów w najbardziej zatłoczonych rejonach miasta. Przez to ktoś, kto w powszedni dzień ma tu coś do załatwienia, bez większej mitręgi będzie miał gdzie zostawić swój samochód. Co by było, gdyby strefę zlikwidować, najlepiej widać w weekendy, gdy znalezienie w ciągu dnia wolnego miejsca do zaparkowania graniczy z cudem.
Oczywiście inną sprawą jest uleganie naciskom i nieustanne rozszerzanie strefy płatnego parkowania. Jeżeli utrzymają się obecne tendencje, to za kilka lat obejmie ona większość Krakowa. A nie o to przecież chyba chodzi...