Pijany 21-latek wjechał na autostradę pod prąd

Od kiedy samochód przestał być dobrem luksusowym coraz częściej spotykamy się z przykładami drogowej głupoty. Problem w tym, że nawet najmniejszy pojazd, w rękach nieodpowiedzialnej osoby stanowi śmiertelną broń.

Przykładów, niestety, nie trzeba daleko szukać. W minioną sobotę chwile grozy przeżyli np. kierowcy podróżujący autostradą A1 w kierunku Bydgoszczy. Chwilę po godzinie 23, kilka kilometrów od bramek poboru opłat w Rusocinie, pijany 21-latek wjechał na autostradę pod prąd. Zaskoczeni kierowcy mieli ogromne problemy z ominięciem rozpędzonego Opla Corsy. Na całe szczęście pijacki rajd zakończył się wkrótce na autostradowych barierkach.

Jak relacjonuje nasz czytelnik, jeden z kierowców, którym tylko cudem udało się uniknąć wypadku, pijany mężczyzna tłumaczył, że "chciał się zabić". W samochodzie miał zgrzewkę piwa - w spożywaniu trunku nie przeszkodziło mu nawet wjechanie w barierki...

Reklama

Co ciekawe, na miejscu dopiero po kwadransie, jako pierwsza, pojawiła się obsługa autostrady, kwitując zachowanie kierowcy Opla słowami "nie on pierwszy". Na policję czekać trzeba było grubo ponad pół godziny...

Tego typu sytuacje, do których - niestety - dochodzi na polskich drogach coraz częściej, każą zastanowić się nad ustawowymi rozwiązaniami kwestii pijanych kierowców.

Jak sądzicie, czy dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów dla drogowych pijaków recydywistów rozwiązał by problem? A może - wzorem niektórych europejskich krajów - pijacy powinni tracić pojazdy lub - jeśli nie są właścicielami - ich ekwiwalent w gotówce?

Macie jakieś lepsze sposoby radzenia sobie z tym śmiertelnym zagrożeniem? Podzielcie się nimi na naszym forum!  

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy