Parada Wojska Polskiego. Sprzęt głównie zabytkowy
Parada z okazji święta Wojska Polskiego robiła wrażenie, ale obnażyła też ponure oblicze polskiej armii. Większość z prezentowanego sprzętu śmiało mogłaby trafić do zbiorów różnej maści muzeów...
Chociaż władze starały się eksponować względnie nowe czołgi Leopard 2A5 i transportery opancerzone Rosomak, w defiladzie uczestniczyły też m.in. czołgi PT-91 Twardy. W tym miejscu warto wyjaśnić, że liczba "91" oznacza... rok opracowania konstrukcji. Pierwsze egzemplarze polskiej modernizacji radzieckiego czołgu podstawowego T-72 weszły na wyposażenie jednostek pancernych w... 1994 roku.
Obecnie wozy te nie są w stanie podjąć równorzędnej walki z czołgami III generacji (pokroju chociażby rosyjskich T-80 czy T-90) nie mówiąc już o najnowszych konstrukcjach ze światowej "pierwszej ligi". Słabymi punktami PT-91 "Twardy" są m.in. ograniczona ruchliwość wynikająca z przestarzałego układu napędowego i niska odporność balistyczna. Wprawdzie w porównaniu z T-72 wóz może się np. pochwalić pancerzem reaktywnym ERAWA, ale opancerzenie i tak jest zdecydowanie słabsze, niż w czołgach III generacji (pokroju chociażby Leopardów 2).
Obok "Twardych", w towarzystwie amerykańskich Hamvee, przed publicznością "przedefilowały" też polskie samochody terenowe Honker. To, niestety, smutny widok. MON już dwukrotnie(!) unieważniał przetarg na następcę wozów, którym "stuknęła właśnie trzydziestka". Premiera Honkera miała miejsce w 1988 roku. W tym przypadku problem nie leży jedynie w przestarzałej konstrukcji (ta w warunkach poligonowych może być zaletą), lecz ogólnie pojętej, dramatycznie niskiej jakości dostarczanych wojskowym pojazdów. Wśród żołnierzy auta słyną z ponadprzeciętnej awaryjności - znalezienie następców staje się poważnym problemem.
Trzeba jednak przyznać, że Wojska Lądowe i pupilek poprzedniego Ministra Obrony Narodowej, czyli Wojska Obrony Terytorialnej, prezentowały się niezwykle okazale na tle sprzętu stanowiącego powietrzną oprawę imprezy. Wśród "cudów techniki" nad Wisłostradą zobaczyć można było m.in. wciąż służące w polskich barwach radzieckie śmigłowce Mi-2 (lata produkcji 1965-1985!), Mi-8/Mi-17 (oblatany w 1961 roku) czy bojowe Mi-24 (lata produkcji 1969-1980!) znane głównie z wojny w Afganistanie (i to wojny prowadzonej przez Rosjan, a nie Amerykanów).
Ta muzealna zbieranina najdobitniej świadczy o pilnej potrzebie zakupu śmigłowców transportowych dla polskiej armii. Nieustanne wydłużanie resursów czy doraźne przeróbki (śmigłowce ratunkowe w Marynarce Wojennej) to jawne proszenie się o spektakularne wypadki.
Niewiele lepiej prezentowały się transportowe An-28 (oblatane w 1969 roku) czy dwa Herculesy (oblatane w 1954 roku), z których jeden należał do Gwardii Narodowej USA. Honor lotnictwa ratowało pięć transportowych samolotów CASA i - aż dziesięć - F-16 (w tym dwa amerykańskie).
Trzeba mieć jednak świadomość, że to blisko 1/3 całości posiadanej przez nasz kraj floty tych myśliwców. Tak duże nagromadzenie F-16 tłumaczy głośny wypadek z 3 sierpnia (okolice Pasłęka), w wyniku którego zginął pilot z 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego. Po tym zdarzeniu, do czasu jego wyjaśnienia, uziemiono wszystkie polskie MiGi-29...
Z tego samego powodu zabrakło myśliwsko-bombowych Su-22 (model ma ten sam typ fotela katapultowego co MiG-29). Samoloty te w polskim lotnictwie służą od 1984 roku, w szczytowym okresie było ich 110. Ich służba miała już się zakończyć, ale wobec braku następcy, w 2015 roku 18 egzemplarzy poddano modernizacji i remontom, dzięki czemu przedłużono ich resursy do 2025 roku.
Samoloty te nie spełniają wymogów dzisiejszego pola walki, nie posiadają stacji radiolokacyjnej czy systemów termowizyjnych.
W tej sytuacji nie może dziwić, że lukę na niebie podczas parady wypełniły amerykańskie F-22 Raptor...
PS.
Do uziemionych sprzętów dołączyły właśnie śmigłowce Mi-2. W wtorek wieczorem jeden z nich podczas lądowania spadła na ziemię i przewrócił się na bok. Dwóm osobom z załogi nie stało się nic poważnego, o własnych siłach opuścili wrak. Przyczyny wypadku wyjaśni specjalna komisja, a do tego czasu loty Mi-2 zostaną zawieszone.
Mi-2 to konstrukcja ponad 50-letnia (produkowany w PZL Świdnik od 1965 roku), która również miała już zostać wycofana ze służby ze względu na wyeksploatowanie. W szczytowym okresie wojsko miało ponad 300 egzemplarzy M-2, dziś zostało około 60, resztę skreślono ze stanu. Obecnie śmigłowiec służy do szkolenia i pełni zadania uzupełniające, nie nadaje się do walki.
Paweł Rygas