Państwo znów zarobi na ofiarach wypadków. Tak chcieli posłowie
Zapowiadane od dłuższego czasu zmiany w Prawie o ruchu drogowym miały uczynić nasze drogi bezpieczniejszymi i poprawić sytuację ofiar wypadków drogowych. Niestety - sejmowe głosowania pokazały, że - tak naprawdę - chodzi raczej o pieniądze. Również te, jakie wyciągnąć można z kieszeni ofiar wypadków drogowych!
Sejm przegłosował zmiany w Prawie o ruchu drogowym, które od 1 stycznia skutkować mają drastyczną podwyżką mandatów. Ustawa czeka już tylko na podpis prezydenta i wszystko wskazuje na to, że niebawem wejdzie w życie. Chociaż posłowie niemal jednogłośnie opowiedzieli się za podniesieniem mandatów, jednocześnie odrzucili senackie poprawki, które mogłyby znacząco poprawić sytuację materialną ofiar wypadków drogowych. Mówiąc wprost - państwo wciąż zarabiać będzie na poszkodowanych!
Obecną sytuację ofiar wypadków drogowym w Polsce świetnie obrazuje apel, jaki 1 grudnia wystosowała do posłów - reprezentująca ofiary wypadków drogowych - adwokat Magdalena Fertak. Zwraca ona uwagę na tzw. "wdowi grosz" czyli sposób, w jaki Skarb Państwa od lat żeruje na pieniądzach przyznawanym ofiarom tragicznych wypadków drogowych.
Jak to działa? Już wyjaśniamy. Występując na drogę sądową w sprawach o przyznanie zadośćuczynienia, ofiara wypadku musi się liczyć z poniesieniem opłat sądowych. Te wynoszą obecnie 5 proc. kwoty, o jaką się wnosi, a - jak zaznacza adwokat Fertak - "zwolnienia od kosztów udzielane są przez sądy bardzo niechętnie". Poszkodowany musi więc zapłacić owe 5 proc. sądowi z własnej kieszeni.
Oznacza to, że starając się np. o 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia, ofiara zapłaci na rzecz państwa 5 tys. zł z tej kwoty. Kwoty zadośćuczynień mogą być jednak sporo wyższe. W przypadku miliona złotych (w perspektywie kosztów intensywnej opieki medycznej czy wieloletniej rehabilitacji nie jest to wcale absurdalna kwota) do budżetu państwa - z kieszeni ofiar wypadków - trafia 50 tys. zł!
Oczywiście taki stan prawny nie jest niczym nowym i funkcjonuje w Polsce od wielu lat. Przy okazji rewolucyjnych zmian w Prawie o ruchu drogowym eksperci od bezpieczeństwem ruchu drogowego, jak chociażby Janusz Popiel z reprezentującego ofiary wypadków drogowych Stowarzyszenia Alter Ego - proponowali zmianę krzywdzących przepisów. Pomysłem udało się zainteresować senatorów.
Zgłoszone w Senacie poprawki nie znosiły opłat sądowych w przypadku procesów o zadośćuczynienie, zmniejszały jednak ich wysokość do 1 tysiąca złotych. Pamiętajmy, że takie sprawy dotyczą z reguły towarzystw ubezpieczeniowych opóźniających (na różne sposoby) moment wypłaty odszkodowania, a starający się o zadośćuczynienie pozostają często bez środków do życia. Nie jest przecież tajemnicą, że ofiary wypadków drogowych przestają być aktywne zawodowo, a koszty opieki medycznej zmuszają je do dramatycznych wyborów, jak chociażby wyprzedaż majątku. Poprawki zgłoszone w Senacie wydawały się więc słuszne i - co najważniejsze - wpisywały się w główne założenie reformy Prawa o ruchu drogowym.
W tym miejscu warto dodać, że 1 grudnia - na dzień przed głosowaniem w tej sprawie - Janusz Popiel ze Stowarzyszenia Alter Ego, w imieniu poszkodowanych w wypadkach drogowych, skierował do klubu parlamentarnego PiS oficjalną prośbę o przyjcie wniesionych w Senacie poprawek, które - tu cytat z dokumentu "w istotny sposób poprawią sytuację osób poszkodowanych w zdarzeniach drogowych i tych, które w tych wypadkach straciły najbliższych".
Stanowisku prezesa Alter Ego wtóruje adwokat Magdalena Fertak, która w rozmowie z Interią wyjaśnia, że "zadośćuczynienie ma przecież zadośćuczynić krzywdzie, a nie służyć pokrywaniu kosztów sądowych".
Problem w tym, że głosy ekspertów puszczono mimo uszu. W czwartek - 2 grudnia - Sejm odrzucił proponowane przez senatorów poprawki dotyczące spraw o zadośćuczynienie. Za odrzuceniem prawa, które zdecydowanie poprawiłoby sytuację ofiar wypadków drogowych było 219 posłów - cały klub parlamentarny PiS oraz dodatkowo: Paweł Kukiz, Jarosław Sachajko, Stanisław Żuk, Zbigniew Ajchler i Łukasza Mejza.
Efekt? Poszkodowani w wypadkach, którzy zdecydują się dochodzić swoich praw przed sądem, wciąż finansować będą polski system sądownictwa, którego opieszałość w wydawaniu wyroków często doprowadza ich na skraj bankructwa. Mamy dziwne wrażenie, że nie o taką pomoc ofiarom wypadków chodziło...
***